Odkąd mój ukochany bracik trafił do szpitala minął już tydzień. Odwiedzałem go codziennie, siedząc przy nim prawie cały dzień. Ja i Marika bardzo ciężko to przeżywaliśmy. Georg, Gustav i pozostali kumple Toma też często do niego przychodzili. Okropnym widokiem było patrzeć, jak Tom leży podłączony do tylu urządzeń. Dla mnie to był koszmar. Horror. Mój kochaniutki braciszek. Tomuś.
Gdy mama się dowiedziała co się stało, była na mnie wściekła. Wiedziałem, że w pewnym stopniu jestem winny. Boże, byłem beznadziejny. Tak źle go ostatnimi czasy traktowałem. Sam nie wiedziałem, jak to się stało. Zauważyłem zmianę u niego, nie podobało mi się to. Więc się od niego odsunąłem.
Marika siedziała przy moim starszym bracie bliźniaku, trzymając jego bezwładną dłoń. Był taki blady.
-Tomuś, wrócę do was, tylko błagam ty wróc do nas.- powiedziała, ocierając drugą reką łzy. Próbowała się uśmiechnął, ale tylko powodowało to napływ łez. Była w nim zakochana po uszy.
Do sali nagle weszła Monica. Akurat jej najmniej tu się spodziewałem. Jak zwykle blond włosy układały jej się idealnie, jak postaci z bajki. Jedwabna bluzka była tak dopasowana do jej ciała, a mała czarna spodniczka odkrywała więcej niż zasłaniała.
-Oj Tomy, biedactwo. - zignorowała nas, podchodząc do niego. Usiadła na skraju łóżka, dotykając jego dłoni.
-To przez ciebie, ździro.- syknęła do Mariki, nadal nie odrywając wzroku od Toma. Marika spuściła wzrok, widocznie w głebi ducha obwiniając się.
-On z tego wyjdzie? Bo jak nie, to tego pożałujesz. - dodała, podnosząc się i dając buziaka dredziarzowi w polik. Fuj.
-Lekarze stwierdzili, że szanse na to, że on przeżyje, są takie jak na to, że on cie kiedykolwiek pokocha- prychnąłem, na co uśmeichnęła się sarkastycznie do Mariki i wyszła, odrzucając teatralnie włosy do tylu i kręcąc tyłkiem.
Spojrzałem zniesmaczony na smutną Marike, która podniosła się.
-Bill, jade już do Olivii. Siedze tu od 12 a już 8 wieczorem. Pewnie Olivia się martwi. Do jutra- ucałowała mnie w czoło i wyszła.
Tom:
– Tom… – usłyszałem cichy szept, nieco dziecięcy, ale jakoś tak… znajomy. Poczułem dotyk na swoim ramieniu. Tak głaskał tylko Bill, gdy starał się obudzić kogoś bardzo delikatnego… Otworzył oczy… Widok, jaki ukazał się oczom niemal mnie przeraził. Oto stał nade mna , oświetlony miękkim światłem słonecznym uśmiechnięty od ucha do ucha dziesięcioletni chłopaczek o dość krótkich, lekko postawionych blond włosach. Miał na sobie zieloną koszulkę i sprane dżinsowe rybaczki. Znałem go, ale nie mogłem sobie przypomnieć, skąd… Szumiało mi w głowie. Podniosłem się i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zobaczyłem białe ściany swojego pokoju, stare meble które już dawno trafiły do piwnicy… Czyżby mama zechciała urządzić mój pokój spowrotem tak samo, jak przed kilku długich laty? Usiadłem na łóżku. Zauważyłem, że ono również jest stare, ale nogi nie wystają poza materac, wręcz przeciwnie, jest jeszcze sporo miejsca…
– Wiesz, Tom… Ja tak sobie pomyślałem… – Zaczął chłopiec, lekko zmieszany, przestępując z nogi na nogę.
– No mów. – Z przerażeniem zorientowałem się, że mój głos jest piskliwy i dziecinny, a nie głęboki i męski, tak jak zwykle. Zaraz… Ja skądś znałem tę scenę… Spojrzałem ze skrajnym zdziwieniem na chłopczyka. Miał czekoladowo-orzechowe oczy i kształtne usta. Czy to naprawdę może być…?
– Bo wiesz, ja słyszałem, że wielu ludzi zakłada amatorskie zespoły… ja wiem, że my nie za bardzo umiemy grać, ale ja już chodzę trochę na te lekcje śpiewu, a Jörg uczy cię na gitarze i ja widzę, że idzie ci całkiem nieźle… Więc może spróbujemy założyć duet? Potem się znajdzie perkusistę… Może basistę… – Tak! Na pewno! Ten ton, ten sposób mówienia, to ciągłe powtarzanie „ja” w wypowiedzi! To Bill! Tylko jakieś osiem lat młodszy…
– Jasne! Bardzo fajny pomysł. A masz jakieś teksty? Przecież jak do tej pory napisałeś tylko piosenkę dla myszek… – uśmiechnąłem się.
– Wiesz, ja nikomu nie mówiłem, ale ja mam zeszyt, w którym notuję teksty, które ja wymyśliłem…
– No to fajnie. A teraz ubierzmy się… – Rzuciłem luźno Tom. Wysunąłem się spod kołdry i spojrzałem na patyczki, które miały w przekonaniu stanowić nogi. Żebra i biodra wystające jak kopie wyciągnięte w rękach rycerzy średniowiecznych podczas pojedynku wyglądały jak w marzeniach anorektyczki. Podbiegłem do lustra. Jaśniutkie, lekko sfalowane włosy spływały mi prawie do ramion. Wziąłem ze swojej szuflady T-shirt. Włożyłem go i skrzywiłem się. Materiał co prawda nie opinał ciasno, ale nie był też ogromną koszulką, które przywykłem zakładać. Wyszczotkowałem z grubsza gęste włosy i zbiegłem po schodach do kuchni, gdzie stała o wiele młodsza mama. Nie miała porcelanowych licówek, odrobiny kolagenu w ustach ani botoksu pod skórą, które zrobiła sobie, gdy chłopcy zarobili mnóstwo pieniędzy i postanowili upiększyć trochę swoją rodzicielkę, ale i tak wyglądała ślicznie i świeżo, czyli tak, jak tęsknił, żeby wyglądała. Zjadłem śniadanie.
– Mamusiu, który dzisiaj? – Spytałem.
– Piąty lipca dwutysięcznego roku. – Puściła mu oczko.
– Wobec tego pójdę potem pograć w piłkę z Andreasem. – uśmiechnąłem się na myśl o kilkugodzinnych meczach futbolowych z najlepszym przyjacielem rozgrywanych każdego ciepłego dnia wakacji, podczas gdy Bill wypróbowywał nowe techniki makijażu. Tylko ja wiedziałem , że Bill lubi się od czasu do czasu umalować kredką do oczu.
- Ja i Tom założymy zespół. – Uśmiechnął się Bill.
– O, naprawdę? I co będziecie grać? – Simone spojrzała na Jörga starając się ukryć pobłażliwość swoich słów. Brzmiały, jakby chciała powiedzieć „Ech, te dziecięce marzenia…”. uśmiechnąłem się pod nosem. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myli.
– Ja bym chciał rocka, ale Tom pewnie woli Hip-Hop.
– Myślę, że rock to dobry pomysł. – Odparłem tajemniczo.
– Naprawdę? – Blondynkowi oczy się zaświeciły.
- Tak. Chciałbym coś robić w tym zespole. Widziałeś kiedyś wykonawcę hiphopowego wykorzystującego gitarę? -zaśmiałen się.
Olivia:
Chodziłam po pokoju zmartwiona, wydzwaniając do Mariki z tysięczny raz. Minęła 10 godzina.
W końcu emocje mnie rozszarpały i postanowiłam odezwać się do Billa.
-Billa, jest tam Marika jeszcze? - zapytałam zaniepokojona.Usłyszałam ciszę.
-Nie.. Wyszła jakieś 2 godziny temu. Co się stało? -zapytał przestraszony.
-Nie ma jej jeszcze. Przecież droga do szpitala zajmuje 10 minut. Gdzie ona jest?- zagryzłam zdenerowana dolną wargę. Gdzie ona się podziewała?
Zadzwoniłam do Georga. Nic. Do Gustava. Też nic. Agata. Też nic. Wszystkie koleżanki z pracy. Nikt...
-Co? Mariki nie ma? o mój boże. Pierw Tomuś a teraz moja biedna Mariczka? - zapytała zmartwiona Nathalie gdy zadzwoniłam do niej.- A Monica?
-Żartujesz? Przecież nie byłaby z nią.
-Masz rację. To poczekaj. Może wróci jeszcze. jak nie to dzwoń na policję. - powiedziała smutno.
Obudziłam się rano. O mój boże. Godzina 11.
-Marika?- rozejrzałam się po domu. Nie ma jej. wpadłam w rozpacz.
Zadzwoniłam na policje, zgłaszając zaginięcie Mariki.
Do domu zaraz wpadła Nathalie z Agatą i Edem.
-Boże. Nie ma jej?! - zapytała Agatha przerażona. Usiadłam załamana na sofie, patrząc na nich. łzy leciały mi same. Poinformowałam też Billa, który chciał przyjechać, jednak ja jego nie mialam ochoty widzieć.
Tom:
– Tom! Pobaw się ze mną w chowanego! – Krzyknął wątły blondynek. Gdy usłyszał zgodę bursztynowe oczka aż się zaświeciły. A gdy do tego powiedziałem, a właściwie zapiszczałem:
– Dzisiaj to ja mogę liczyć, chowaj się! – dało się już tylko słyszeć szybkie, lekkie tuptanie po dywanowej wykładzinie przedpokoju. Gdy udało mi się doliczyć do piętnastu (z rozmysłem nie policzyłem dalej, uświadomiłem sobie bowiem, że gdy byłem w tym wieku nie umiałem dalej policzyć) poszedłem prosto do łazienki. Tam najłatwiej było się ukryć drobnemu dziecku w stosach bielizny i między poszarzałymi, ale wciąż dość kolorowymi ręcznikami. Przeszukawszy je, nie odnalazł jednak brata. Podążyłem więc do kuchni. Mama zmywała naczynia. Spojrzałem na nią przenikliwie.
– Mamusiu, nie widziałaś gdzieś Billa? Bawimy się w chowanego.
– A czy w tej zabawie wolno korzystać z pomocy dorosłych? – Odpowiedziała pytaniem.
– Oj mamo… – Skrzywiłem się. Usłyszawszy jednak stłumiony chichot z bezczelnym uśmiechem otworzył szafkę, w której stał kosz na śmieci. Obok niego wcisnął się, szczerząc ząbki, chłopczyk w niebieskiej bluzie z wielkim, uśmiechniętym grzybkiem.
– Mam cię! – Krzyknąłem. Zwinny dzieciak rzucił się do ucieczki i po chwili zaklepał „bazę”.
– Teraz ja liczę, a ty się chowasz. – Rzucił, zasłonił oczka, stanął przodem do ściany i zaczął liczyć bardzo starannie, jakby kaligrafował w ustach każde słowo:
– Jeden, dwa, trzy… – obróciłem się i zwiałem do pokoju rodziców. Wlazłem pod łóżko i czekałem.
– Przecież ja tak naprawdę mam osiemnaście lat! Co ja wyprawiam? Bawię się? – Zauważywszy jednak, że gadanie do siebie mogłoby przyciągnąć uwagę roześmianego braciszka, dalszą debatę z samym sobą kontynuowałem w myślach. „Jak to się stało? Co ja pamiętam z tamtego życia? A właściwie to z tego prawdziwego, aktualnego… Chociaż, które z nich jest prawdziwe? Które jest aktualne? To, czy tamto? Ech, nieważne… Jakie jest ostatnie wspomnienie?… Alkohol i fajki … Uderzyłem mocno głową o ścianę, idąc do pokoju z balonu… Potem on patrzył na mnie z przerażeniem… I już…”. Zdziwiło go, że tak wiele pamięta. Był przecież wtedy pod silnym wpływem procentów . Nagle oświeciło go. Może już umarł? Może jest w niebie? A może, umierając, przeżywa się swoje życie jeszcze raz? A jeśli wciąż żyje, to czemu jest tutaj?
Bill:
Olivia Zadzwoniła do mnie 2 dni po tym jak Marika zniknęła z wieściami od policji.
-Bill, policja znalazła samochód mój. W sensie.. Marika nim wracała ze szpitala. Był koło lasu, a jej nie było.- powiedziała zapłakana do słuchawki.
Minął kolejny dzień.. Mama nocowała u nas, by móc być blisko Toma. Przesiadywała ze mną ile była w stanie.
Zszedłem wczesnym porankiem po schodach, jadąc do brata.
-Bill, gdzie ty się wybierasz?- zapytała Simone, moja rodzicielka, stojąc w pidżamie i patrząc jak zakładam buty.
-Jade do brata. Posiedzieć przy nim.
-Ale ty jesteś zmęczony. Musisz odpoczywać...
-Mamo! Ja jestem zmęczony ciągłym udawaniem, że będzie dobrze! On może umrzeć! Może się nie obudzić! -krzyczałem i machałem rękoma we wszystkie strony.- Mam dość! Wszyscy mówią ciepłe słowa dopiero gdy stanie się coś złego! A ja nie chce kłamstw! Do tego moja przyjaciółka, a ... dla Toma ważna osoba zaginęła- krzyknąłem rozhisteryzowany. Simone stała z otwartymi ustami nie mogąc się pozbierać po moim wybuchu.
-mamo...Mamuś...Ja przepraszam!
-Nie Bill. Nie ma za co przepraszać. Daj mi chwilkę. Ubiorę sie i pojadę z tobą.- pocałowała mnie w policzek i pobiegła do sypialni po odzież.
Doatrliśmy. Mam została z lekarzem na korytarzu, ja zaś siadłem obok Toma jak zwykle. Przyjrzałem się bratu. Byłem pewien, że otrzymuje on fachową pomoc, jednak…
Dla mnie leżał blady, smutny, opuszczony. Gęsto omotane grubym bandażem ręce i kawałek biodra gubiły się wśród dżungli plastikowych pnączy, zwanych też rurkami czy kroplówkami. Na twarzy miał jeszcze maskę tlenową. Zamknięte oczy delikatnie się poruszały pod powiekami, jakby śnił. Rozsypane na poduszce długie dredy nie były teraz spętane czapką czy opaską…
Każdy człowiek który by teraz patrzył na tę scenę wzruszyłby się. Każdej matce pękłoby serce, gdyby to oglądała. Każdy lód by się roztopił i każdy kamień zapłakał. Bo oto zraniony przez własnego brata chłopak, który nienawidził go w jednej chwili za wszystko – za to, że był dla niego podły, za to, że czytał jego pamiętnik, że nie traktował go jak należy, że ignorował go ostatnimi czasy – teraz uświadomił sobie, że nie przeżyje dnia bez bliskości tego potwora, który teraz zrzucił włochatą, pazurzastą i zębiastą skórę i ukazał swoją prawdziwą naturę. Delikatną i bezradną. Jeden i drugi tacy sami.
Tom:
Mały blondynek wszedł do pokoju rodziców. Nie słyszał ukrytego pod posłaniem brata. Chodził po pomieszczeniu i oglądał jego zakamarki, szukając bliźniaka. Chichotał. Nagle do jego uszu dotarło głuche, stłumione westchnienie. Obrócił się w stronę, z której dobiegało. Postąpił wolny, ostrożny krok w stronę łóżka.Z dzikim śmiechem chłopczyk zajrzał pod łóżko i krzyknął „Znalazłem!”. Gdy wytoczyłem się spod mebla przewróciłem go na łóżko i zaczęliśmu się łaskotać. W końcu jednak zmęczeni ułożyliśmy się obok siebie. Bill spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem. Położyłem się tak, aby głowa ułożyła się na jego sercu. Słyszałe, bicie organu, czułem, jak klatka unosi się, rozpychana oddechem. Nagle spoważniał i uniósłem głowę. Przez chwilę zbierał w myślach słowa, po czym wolno powiedział:
- Obiecaj mi, że zawsze będziemy się tak lubić. – wstrzymałem oddech. Okłamać go? Powiedzieć, że któregoś dnia dorwie jego pamiętnik i pokłócą się niemiłosiernie ? Popatrzyłem mu w oczy. Uśmiechnąłem się. „Nie. Wcale go nie okłamię”, pomyślałem. Byłem tego pewien jak nigdy dotąd.- Obiecuję. – Pogłaskałem braciszka po włosach. Uśmiechnięta buzia znów spoczęła na wątłej klatce. Spojrzałem na sufit. „Obiecuję i dotrzymam słowa.” – dodałem w myślach.
Bill:
Podniósłem zapłakaną twarz i spojrzałem na bladego brata. Przypomniał mi się pewien epizod z przeszłości. Uśmiechnąłem się na tę myśl.
- Kiedyś obiecałeś mi coś ważnego. Przeze mnie musieliśmy obaj w tę obietnicę zwątpić. Teraz jednak niczego nie jestem bardziej pewny, jak tego, że… kocham cię, braciszku… I chcę, byś do mnie wrócił…
- Kiedyś obiecałeś mi coś ważnego. Przeze mnie musieliśmy obaj w tę obietnicę zwątpić. Teraz jednak niczego nie jestem bardziej pewny, jak tego, że… kocham cię, braciszku… I chcę, byś do mnie wrócił…
Simone:
Przez chwilę przy szybie było bardzo cicho. Kobiety tam zgromadzone wyciągały chusteczki i ocierały mokre oczy. Jedna z nich spojrzała na mnie i zauważyła, że nie mam uniformu pielęgniarki. Musiałam więc być spoza szpitala, a jeśli stoję tu, to znaczy, że…
- To pani synowie? – Zapytała pielęgniarka, ocierając palcami łzy wzruszenia.
- Tak. To moje kochane dzieci… – odparłam przez ściśnięte gardło, czując, że mam absurdalną ochotę na budyń…
- To pani synowie? – Zapytała pielęgniarka, ocierając palcami łzy wzruszenia.
- Tak. To moje kochane dzieci… – odparłam przez ściśnięte gardło, czując, że mam absurdalną ochotę na budyń…
****
Za tą długą przerwa macie 2 rozdziały. Mariczka i Tom w takim niebiezpieczeństwie.
Jak sądzicie?
1,Tom się obudzi?
2. Jeśli tak to czy między bliźniakami będzie wszystko dobrze, czy Tom jednak nie wybaczy Billowi?
3. Co z Marika? Kto ją porwał? Jakieś propozycje? :P
4. Kto pierwszy wróci? Tom czy Marika? A może żadne?
Absurdalna ochota na budyń XDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńrozdział boooski <3
Niech najpierw wróci Tom plz :(
Jakie to smutne i cudowne... Poryczałam się no... :'(
OdpowiedzUsuńBill nie udawaj teraz wielkiej miłości do brata, bo ja wiem, że to nie prawda ja wiem ty jesteś zuy oskarżam cie o to ślecenie toma zranienie pocałunek jego przyszłeeejjj....Oskarżam cie o wszystko co zrobiłeś bo jesteś guuuupi biloreron
Tomcio się bawił w chowanego w przeszłości bilek pewnie go zawsze specjalnie gubił ja to wiem ;-;
Ale jejku ta perspektywa jest cudowna noo... :'(
Ach ta Simone... Jej syn umiera.. A ta o jedzeniu myśli..Widać już po kim bill krew odziedziczył no ^^
A teraz pytania i odpowiedzi tamtamtamtam
1.Tom się obudzi?
Oczywiście,że się obudzi on musi się obudzić!! Kapiszi??!!! Bo jak nie to wszyscy tam mają powymierać hełheł
2. Jeśli tak to czy między bliźniakami będzie wszystko dobrze, czy Tom jednak nie wybaczy Billowi?
Nie, nie wybaczy mu. Zabije go dredami.
3.Co z Marika? Kto ją porwał? Jakieś propozycje? :P
No hmmm... Pewnie bill to zrobił. Sklonował się, zamienił w seryjnego morderce pedofila, zgwałcił Marike i wsadził do wora tamtamtamtam
4.Kto pierwszy wróci? Tom czy Marika? A może żadne?
Tom i najpierw zabije bilerona i wróci Marika i torika będzie żyła se długo i szczenśliwie :3
Dawaj neksta obojniaku odmilkowany lelelelel