Udało nam się. Jedna z kasjerek zapamiętała dziwaczne zachowanie Monicy, przez co ta zapadła jej w pamięć. Uświadomiła nas, że ta po zakupach udała się w stronę obrzeży miasta. Mało ale zawsze coś.Nagle podszedł do mnie Bill.
-Dlaczego mnie unikasz?
SPojrzałam zmieszana, nie wiedząc co powiedzieć. Zerknęłam pod nogi.
-Po prostu...
-Jaki masz w tym kłopot żebyśmy się widywali?
-To ty jesteś moim problemem- wypaliłam, szybko zatykając sobie usta. To mogło zabrzmieć nie tak jak chciałam.
Tom:
- Doktorze Heinrich! Doktorze Heinrich! – Ktoś piszczał nieznośnie nad moją głową. Szybkie kroki, tu, tam, szepty, pokrzykiwania, ogólne zamieszanie. A ja ciągle nie mogłem otworzyć oczu…
„Znowu śnię…” Pomyślałem. Tym razem nie słyszałem jednak głosu brata. Zaniepokoiło mnie to. Gdzie on jest? Co tu robi? Kto nad nim krzyczy? I czemu te cholerne oczy nie chcą się otworzyć?
- Co się dzieje, siostro? – Burknął jakiś nieprzyjemny, zachrypnięty bas.
- Stan pacjenta zaczyna się chwiać! Ciśnienie trochę skacze, pojawiła się przejściowa arytmia serca i głębsze oddechy! Chyba chce się już obudzić! – Chwila ciszy, szelest jakichś papierzysk, pochrząkiwanie.
- Utrzymać śpiączkę – Ten sam bas.
- Ale panie doktorze – przerwał mu przestraszony, trzpiotkowaty głosik – czy to na pewno jest zgodne z…
- Jego organizm nie jest jeszcze gotowy na taki wysiłek. Nie może sam funkcjonować, mówić, nawet patrzeć nie powinien! W każdym razie jeszcze nie teraz. Nie wolno nadwerężać i tak mocno nadszarpniętych sił jego mózgu, bo może to spowodować duże uszkodzenia. To młody chłopak, ale nie na tyle silny, żeby sobie z tym poradzić.
- Ale…
- Gówno mnie obchodzi, czy jest to zgodne z regulaminami. To jest zgodne z dobrem tego dzieciaka i moim sumieniem, siostro. I z siostry sumieniem też powinno być. Utrzymać śpiączkę. – Ciche kroki i trzask zamykanych drzwi. Westchnienia. Chwila ciszy. Szczęk otwieranej szuflady, grzebanie w jej zawartości. Znowu trzpiotka.
- Amelio, chyba nie zamierzasz…
- Zamknij się – odparł przyjemny, miękki głos. Chyba skutecznie obraził on piszczącą kobietę, bo dało się słyszeć szybkie kroczki i ostentacyjnie głośne zamknięcie drzwi.
Ukłucie w ramię. Nieprzyjemne uczucie rozpychania przez wtłaczaną do organizmu substancję. Stabilizujący się rytm pikania jakiegoś urządzenia. Znowu ciemność.
***
Obudziło mnie poklepywanie po twarzy. Ktoś wyraźnie wypowiadał moje imię, przykładając coś zimnego do piekącej nogi.
- Tom? Tom! Tom, do jasnej cholery, obudź się! - Chciałem coś odpowiedzieć, ale nie mogłem poruszyć ustami w jakiś logiczny sposób. Spomiędzy warg wysunął się tylko cichy, warkotliwy jęk.
- Dzięki Bogu! Tom, słyszysz mnie?
- Mmmhmmm… – To była mama. To na pewno była mama. Nie jakaś siostra Amelia, tylko najlepsza pielęgniarka na świecie. Poczułem się bezpieczny.
- Możesz spróbować otworzyć oczy?
- Mmmhmmm… – Spróbowałem. Na chwilę zrobiły się między upartymi powiekami tylko cieniutkie szparki, przez które wpadła odrobina światła. Potem rozszerzałem te szparki jak tylko mógł, aż zobaczyłem nieco rozmazaną twarz matki. Zbyt duża ilość światła sprawiła, że coś mocno zakłuło mi w czaszce.
- Moja głooowa – Syknąłem.
- Już, już. Spróbujemy cię przenieść na kanapę. – Poczułem, jak mama mnie podnosi. Kołysząca się noga pulsowała tępym bólem w rytm jej kroków. W końcu jednak złożyli mnie z Billem na poduszkach i powoli opatrywali.
- Jak to się stało, Tom? – zapytała mama drżącym głosem.
- Śniadanie… – wykrztusiłem – kanapki to za długo… Bill miał już przyjść… Zupa mleczna… Płatki… Noga… Wrzątek… Ciemność… Utrzymać śpiączkę… Śpiączkę… Strzykawka… Utrzymać śpiączkę…- Długo tak bełkotałem, zanim uświadomiłem sobie, że majaczę. „Ładnie się musiałem rąbnąć w łeb”, pomyślałem ironicznie. A potem powiedziałem tylko jedno sensowne zdanie.
- Chcę spać – I zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, odpłynąłem.
Bill:
- Jak to… twoim problemem? – Gorycz w moim głosie obrała punkt krytyczny. Problemem! Jak ja, który wielbi każdy jej uśmiech i gotów jest paść przed nią plackiem z modlitwą dziękczynną na ustach tylko za to, że raczy przytulić mnie na powitanie … Jak może być problemem? Naiwny idiota, a myślałem, że ona też mnie polubiła!
- Znaczy… – Przygryzła wargę.Spojrzała mu w oczy. W jednej chwili nasza ciepła żywica zamieniła się w twardy, zimny bursztyn. Pociemniały i nabrały lodowatego wyrazu. - Nie to chciałam powiedzieć… – zaczęła
- Ale z jakiegoś powodu powiedziałaś. Bardzo lekko ci się to z tych twoich ślicznych usteczek wyślizgnęło, tak na marginesie – przerwałem jej jadowicie. A co tam. Przecież ona rzeczywiście ma śliczne, różane usta. Gdy się wstydzi albo śmieje robią się malinowe. Przez resztę czasu przypominają barwą muszelki. Zgrabne, wykrojone i różowiutkie. I oczywiście zupełnie nieosiągalne, jakby leżały na samym dnie rafy koralowej, daleko, daleko od brzegu. Skoro ona mogła wbić mi nóż, to też moge ją zranić. Nieważne, że sam sypnę tym sobie soli na rany.
- Ale niechcący… Po prostu… Nie chodzi o to, że jesteś jakimś zagrożeniem, czy czymś… Niechcianym w moim życiu. – Zapatrzona we własne myśli nie zauważyła, że język zaczyna pleść to, co jej się lęgło w głowie…
- Chciałam powiedzieć, że… lubię, kiedy jesteś obok… tak ładnie pachniesz… i w sumie to nawet chciałabym… – Zatkała sobie usta dłonią. Zapach! Wymsknęło jej się o zapachu!
- Co byś chciała? Zauważyłaś może, że gadasz językiem telenowel?- Wciąż byłem zły… – Naoglądałaś się seriali i teraz próbujesz wcielić któryś ze scenariuszy w życie? To powiem ci tylko, że masz na imie Olivia, a ja Bill. Nie Brook i Ridge. To tak gwoli ścisłości. A poza tym… – Nabuzowany dopiero w tej chwili dokładnie zanalizowałem jej wcześniejszą wypowiedź. Dopiero teraz dotarło do mnie znaczenie każdego słowa. „Ładnie pachniesz… Tak ładnie pachniesz… ale było za późno. Nakręcony, wystrzeliłem jeszcze kilkoma słowami, zanim zdążyłem się zahamować…
- A poza tym, nie będziemy też rozmawiali po hiszpańsku, ani kochali się na sianie ze stajni pod gołym niebem na terenie jakiejś hacjendy! Ja jestem Niemcem, i ty jesteś Niemką! Ja jestem cholerną spedaloną gwiazdeczką w oczach większości ludzi, a ty w ich oczach byłabyś wtedy moją cholerną kochanką! Ale tak nigdy nie będzie! Nigdy! Chociaż za twoje oczy dałbym wyłupić swoje, za twoje dłonie dałbym obciąć sobie całe ręce… – Zaczynałem się uspokajać… Ona lubiła moj zapach. Ocierała mi rozmazany tusz… coś mi ścisnęło gardło – …a za jeden głupi dotyk twoich ust na własnej skórze, dałbym się zwyczajnie zabić…
Patrzyła. Nic nie mówiła, po prostu wlepiła we mnieo oczy i patrzyła. Usta jej się rozchyliły, a serce biło tak mocno, że czuła uderzenia w koniuszkach palców i słyszała je w całej głowie. Widziała mnie teraz zupełnie inaczej. Zerwałem z siebie całą powłokę, całą skorupę, jaka mnie pokrywała. Stanąłem przed nią, spragniony wsparcia i ciepła od kogoś dużo bliższego niż zwykła przyjaciółka. Bezradny, bezbronny i zmęczony. Robiło się coraz później i coraz ciemniej. Wiatr zaczynał wyć, wrzucał za kołnierz lodowate drobinki wody. Staliśmy w świetle latarni, zmarznięci i zdezorientowani.
- Zabić…? – oczy zrobiły jej się błyszczące i ogromne.
- Zabić – żuchwa zdawała się chcieć wyskoczyć ze skroni.
- Za jeden dotyk? – niedowierzała.
- Tak.
- Tylko jeden?
- Tylko jeden. – Chwilę się wahała, ale postanowiła spróbować zadać to pytanie, które cisnęło jej się na usta już tyle razy…
- Chciałbyś go dostać…?
Staliśmy pod jej domem.
- Chciałbyś…? – Bardzo, bardzo bym chciał! Zatrzymałbym go sobie w szkatułce pamięci, ułożonym na czerwonej satynie i zamknięty na złoty klucz. A zawsze, gdy zrobi mi się źle, będę otwierał szkatułkę i uśmiechał się szeroko. Tylko… czy jestem godzien takiego daru? Ale jeśli sama zapytała…
Skinąłem głową. Zobaczywszy aprobatę w moich oczach, uśmiechnęła się delikatnie. W przypływie odwagi przysunęła się o jeden kroczek i nieśmiało oparła dłonie na moich piersiach. Uśmiechnęła się nieśmiało, zadzierając głowę. Dopiero teraz widziała, jaki jestem wysoki. Patrzyłem na nią z góry, ciepło, delikatnie rozbawiony jej drobną budową. A przecież wcale nie była niska! Uniosła się delikatnie na palcach i wyciągnęła szyję zamotaną w wełniany szaliczek. Poczuła, jak objąłem ją w talii jedną ręką, a drugą, zimną jak lód, pogłaskałem wystający kant szczęki, od ucha aż po brodę. Wiatr targnął kosmykami włosów. Odgarnąłem je niecierpliwym, gwałtownym ruchem. A potem się pochyliłem…
Przymknęła oczy, wyczulając dotyk. Poczuła jednak jak wargi zsuwają się z kącika ust na policzek i tam składają lekki, miękki, wilgotny pocałunek, mimo niskiej temperatury bardzo ciepły. Miała wrażenie, że od tego miejsca rozchodzi się najprzyjemniejsze gorąco, jakie w życiu czuła. Już nie był jej ani trochę zimno. Nagle zapragnęła, żeby objął ją jak najmocniej potrafi i nie zważał na niską temperaturę, tylko…
- Chciałbym go dostać… – usłyszała szept. – Ale na razie nie potrafię go wziąć… – odsunąłem się delikatnie, uśmiechnięty. Niechętnie wypuściłem ją z objęć, zatrzymując na moment ręce na jej biodrach. Chciałem zapamiętać ich kształt…
Pare dni potem postanowiliśmy odiwedzić Toma - Ja, Olivia, natalie, Agatha, Ed i Maggie.Przy drzwiach stała pielegniarka, przestępując z nogi na nogę i zerkając z zaniepokojeniem za szybę do brata. Na mój widok uśmiechnęła się.
-Pan Kaulitz! Czekałam na pana!- przyjaciele weszli do sali, zostawiając mnie sam na sam z pulchniutką pielęgniarką. Bałem się, że powie, że stan Toma się pogorszył.
-Chodzi o Pańskiego brata..-westchnęła ściszonym glosem. Zamarłem.
-Proszę mówić.
-Niedawno zdrowie panskiego brata się chwiało, ponieważ pacjent już chciał się wybudzić- słysząc to moje serce zaczęło szybciej bić- Doktor jednak kazał przedłużyć spiączkę, ponieważ organizm mógłby nie znieść takiego wysiłku a jego stan mógłby się znacznie pogorszyć.
-Przecież tak nie można! Mogliście mnie chociaż powiadomić! Zapytać o zgodę!- zacząłem wrzeszczeć, gdy nagle usłyszałem krzyk z sali. A raczej pisk radości. Razem z pielegniarką wbiegliśmy do sali.
Dookoła łózka Toma siedział wianuszek dziewcząt i rudzielec Ed. Spojrzałem na mojego starszego bliźniaka. Jego powieki były lekko uchylone drgając. Tom wodził wzrokiem po twarzach, a w miedzyczasie pielegniarka wyparowała gdzieś. Spojrzał z wymuszonym uśmeichem na nas a na końcu na mnie. Widząc moje łzy wyszeptał z wielkim wysiłkiem.
-Bill..-podbiegłem do neigo i pogłaskałem po glowie. Ed trzymał jego rawą dłoń delikatnie, a ja bawiłem się jego dredami. Nagle Tom rozejrzał się z niepokojem.
-Gdzie.. gdzie Marika?- wyszeptał z ledwością. No świetnie, nie moge mu powiedzieć, bo się wścieknie. A on na to siły nie ma. Spojrzeliśmy na siebie z przyjaciółmi porozumiewawczo, udając, że nie zadał żadnego pytania.
Tom widząc zaś nasze zakłopotane miny otworzył szerzej oczy, próbując się podnieść z łóżka.
-Gdzie?- powtórzył szeptem. Sprawiało mu to wielki trud. Nie mieliśmy wyboru.
-Ona... Monica ją porwała. Nie wiemy gdzie się podziewają. Wiemy tylko , że gdzieś na obrzeżach miasta- źrenice mojego brata gwaltownie się rozszerzyły. Miał wściekłą minę.- Ale nie martw się. Policja już jej szuka od tygodnia.
Tom gwałtownie podniósł się z łóżka, opierajac się o stoliczek obok.
-Gdzie Kurwa jest Marika?! Chyba sobie kpicie?!- wrzasnął.- To żarty?!
-Posłuchaj i siądź.- probowała uspokoić go Olivia.
-Zamknij ryj!- wrzasnął na nią, siadajac gwałtownie na łóżko. Złapał się za głowę. Musiało go coś zaboleć. Gdy chwile mu się polepszyło znow zaczął.
-Wy chyba nie macie zamairu siedzieć na dupie teraz i myśleć, że policja ją znajdzie? - warknął na nas- Oh, tak. Znajdzie. Ale martwą.- zakpił.- Wiem do czego jest zdolna Monica, w końcu byłem z nią.
Szarpnął prawą ręką, potem drugą, wyrywając się od połowy kabli i rurek. Zaklnął coś pod nosem gdy kroplowki oderwały się od niego i syknął z bólu. Ruszył wq strone drzwi, lecz Ed mu zasłonił drogę.
- Zjeżdżaj! Znajdę ją, choćbym miał zapłacić za to życiem! Bill, ty jesteś jej przyjacielem?! Albo ty Olivia?! Nathalie? Agata?! Pojebało was? To się nazywa przyjaźń?! Siedzenie na dupie, gdy ktoś jest w potrzebie?!- odepchnął rudzielca, ale w tym momencie do sali wszedł lekarz.
-A pacjent gdzie się wybiera?- powiedział swoim donośnym głosem. Tom spojrzał na niego wściekły.
-Pacjent? już nie jestem pacjentem! Idę stąd! Jestem zdrowy! - syknął.
Tom:
Nie mogłem czekać. Nie mogłem. Byłem zmęczony, ledwo trzymałem się na nogach, ale musiałem to przezwyciężyć. Oni nie potrafili ocalić Mariki? To ja to zrobię. Z wypisem musiałem czekać do wieczoru. Mimo, że z ledwością wymawiałem słowa to i tak zamiast do domu ruszyłem w stronę obżerzy miasta.
-Bill nie próbuj mnie zatrzymywać!- warknąlem gdy brat zaczął za mną biec. Odepchnąłem go i zacząłem iść szybciej. Czułem, że Bill idzie za mną, jakieś 10 metrów. Nie zwracałem już na to uwagi. jedyny cel nie był wyzdrowieć. Celem było- Marika. jej życie. Nagle przy starych magazynach, przy końcu miasta ujrzał smukłą sylwetkę i blond włosy. Było już wprawdzie ciemno, jednak z odległości paru metrów rozpoznałem, że to ONA. MONICA.
Przyśpieszyłem kroku. Wszedłem do starych magazynów, nie wiedząc czy brat dalej mi towarzyszy. Na widok zemdlałej Mariki przeraziłem się. Była blada jak trup. Z początku przeszło mi przez myśl, że może ona już.... Nie. Nie poddałaby się tak. Chciałem do niej podejść gdy nagle usłyszałem piskliwy śmiech.
-Jakie to żałosne. Ja cie kochałam, byłam z tobą i byś mnie nie uratował. A ona naraziła cię na śmeirć, nie ejsteście nawet razem i ryzykujesz dla niej życie?- parsknęła odsuwając blond włosy z twarzy. Boże święty, daj mi nerwy na nią bo ją tu zaraz zabije.
Zzapleców wyciągnęła metalową rurkę i odwróciła się w stronę dziewczyny leżącej na kamiennej posadzce. To już była przesada. Musiałem zareagować. Rzuciłem się na Monice od tyłu, wyrywając jej broń. Poczułem zmęczenie. Chyba nie dam rady. Zaraz zemdleje.
Nie! Nie teraz! Musisz walczyć Tom!
Już chciała mnie podrapać po twarzy, gdy cała moja cierpliwość na nią gdzieś wyparowała. Miałem gdzieś co potem będzie. Musiałem uratować to, co kocham.
Uderzyłem blondyne z pieści w brzuch, a ona głośno zawyła, niczym mały pies. Kolejny zamach na mnie. Uderzyłem ją tym razem w twarz. Była słaba, więc padła na ziemie. Bill wbiegł do magazynów, łapiąc się za głowę. A ja poczułem słabość. A potem była już tylko ciemność.
Kurwa mać XD
OdpowiedzUsuńdodałam koma i się nie dodał chuj XD
Ja pierdole..XD
Nie wiem co napisać więcj czekam na kolejny!
A tej Monice to tą rurę w dupę wsadzę :v
Bez urazy dla naszej Isio xd