Strony

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 20

Marika:
Minął miesiąć a moje kontakty z Tomem się urwały. Całymi dniami sms'owałam z Billem, czasem wychodziliśmy gdzieś na miasto. Młodszy Kaulitz wspomniał o tym, jak Tom nieświadomy tego, że jego brat widuje się ze mną, tak często o mnie wspominał i tęsknił. Ja oczywiście zmieniłam numer, a Olivia nie dała Tomowi szansy mnie zobaczyć. Sama nie wiedziałam czemu to robię? W pewnym sensie czułam jakbym sprawiała dla nich ciężar. Taka zbędna. Bill był jednak moim przyjacielem, przez co dalej się spotykaliśmy. Znajomość z Tomem trudno było nazwać po imieniu. Coś nas zapewne łączyło. Nie byłam pewna co to za uczucie. To była gra między miłością, zwykłym lubieniem a nienawiścią. Nie rozumialam też dlaczego dredziarz chce mojego powrotu pomimo naszych kłótni. Bill często mówił co dzieje się z Tomem. Było mi szkoda, że nagle ich stosunki się pogorszyły. Młodszy bliźniak był czasem wręcz wściekły na brata. Obwiniał go o to, że opuściłam ich dom, mimo że tłumaczyłam Billowi że to nie tak.Chciałam pogadać z Tomem o tym, żeby się nie martwił, żeby zapomniał o moim powrocie. Wiedziałam jednak, że to zły pomysł.
-Powinniście się spotkać- Nalegał czarnowłosy, gdy siedzieliśmy razem w parku. - Musisz mieć gdzieś co mówi Monica na ten temat. Najlepiej, jakbyś zrezygnowała z tej pracy. Znajdziemy ci o niebo lepszą.
-Nie.- powiedziałam stanowczo, znudzona tymi samymi wykładami na ten sam temat.- Billuś,  nie, nie wrócę. Koneic kropka czy tam przecinek z wykrzyknikiem. Nie i tyle. - spojrzałam na smutnego Kaulitza
-Ty się w czółko puknij moja droga. Zresztą... jak chcesz- podniósł  się z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. - Widzimy się jutro jak zwykle o 10?
-Tak.- przytaknęłam krótko, patrząc jak szybko odchodzi zadowolony.Oh Bill..

Tom: Brakowało mi jej. Brakowało mi jej obecności. Jej rozmów i kłótni. Lepszych i gorszych chwil z nią. Po prostu jej. Mariki! Chciałem żeby wróciła. Pragnąłem tego, ale czułem się bezradny. Wielki Tom Kaulitz który zawsze sobie radzi, nagle nie wie jak poradzić na swój problem? To nie wyglądało dobrze.
Ciągle przygrywałem na gitarze " Ich bin nicht ich", przypominając sobie jej wygląd.
Nagle do domu wpadł uśmiechnięty braciszek.
-Masz jakieś plany na jutro? - zapytał, ale nim zdążyłem odpowiedzieć zaczął mówić- Nie, nie masz. Idziesz ze mną do parku. Bez gadania. Bez pytań, bo to niespodzianka.
Pobiegł na górę nie dając mi dojść do słowa. Westchnąłem, odkładając gitarę i biorąc swój magiczny notes, w którym ostatnio napisałem Ich bin nicht ich i ciągle robiłem tam szybkie szkice Mariki. Znów zacząłem pisać. Na początku miał byś to wiersz. Potem przeobraziło się  to w kolejna piosenkę.
Bill nie był w stanie pojąć jak bardzo mi jej brakuje. Był jej kumplem, przez co ta więź była inna. Bynajmniej miałem wielką nadzieję że nie czuje tego do niej, co ja.
Przeczytałem na głos pierwsze linijki tekstu.
-*One night, one scream
One echo
Silence louder than before
One tear of blood
on the floor
Cold wind through my broken door

Oh You’re beautiful
Don’t you go
I need you so

*tłumaczenie- 
Jedna noc, jeden krzyk
Jedno echo
Cisza głośniejsza niż wcześniej
Łza z krwi na podłodze
Zimny wiar przez złamane drzwi

Oh, Jesteś taka piękna
Nie odchodź
Tak bardzo Cię potrzebuje


Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Rzuciłem notesem w ścianę, biegnąć po schodach. Czułem się jak baba.



Bill:


Doskonale rozumiałem uczucia Mariki i Toma wobec siebie. Nie pojmowałem jednak tego, dlaczego mimo tęsknoty nie odzywają się do siebie. Zszedłem po schodach i ujrzałem notesik brata. Podszedłem i wziąłem do ręki. Cała kartka zapisana. Przeczytałem kawałek

*Dead all the pain that we shared
Dead all the glory we had
It’s over, It’s over 
But I’ll always be 
Lost in today and the past
Lost in the future we had 
Its over Its over
But I’ll always be invaded by you, invaded by you


tłumaczenie*- 

Umarł ten cały ból ,który dzieliliśmy
Umarła cała ta wspaniałość, który mieliśmy
To koniec, to koniec
Ale ja zawsze będę zatracony
W dzisiejszym dniu i przeszłości
Zatracony w przyszłości którą mieliśmy
To koniec, to koniec
Ale ja zawsze będę zaatakowany przez Ciebie, 
zaatakowany przez Ciebie


Przez te słowa było wręcz czuć ten bół, jaki Tom teraz czuł. Było to takie wzruszające, że oczy zaszły mi łzami. Pobiegłem do jego pokoju. Leżał na łóżku, chowając twarz w poduszki.Usiadłem deliaktnie na skraju łóżka, poklepałem go po ramieniu.

-Będzie dobrze. Wytrzymasz do jutra- zacząłem, za co oberwałem poduszką.
-Dobrze? jakie jutro?! Czy ty nic nie rozumiesz?! Ona już nie wróci! Będzie to samo!- wrzasnął, odwracając twarz w moją stronę. Miał zaczerwienione oczy, a po polikach leciały mu łzy. Był zły i jednocześnie smutny.
A ja? Ja, jego brat, pierwszy raz w życiu nie mogłem mu pomóc.


Tom: Razem z Billem dojechaliśmy na miejsce. usiadłem na ławce, przy mojej ulubionej fontannie. Brat chodził dookoła niej, rozmawiając przez telefon i rozglądając się za kimś.Spojrzałem na zegarek. 10.15. 

nagle na ścieżce zobaczyłem znajomą mi postać. Podniosłem się z ławki, podbiegając do niej.
-marika!- krzyknąłem uradowany, jednak spotkałem się z rozczarowaniem. Dziewczyna potraktowała mnie jak powietrze i przeszła obojętnie. Przywitała się ciepło z Billem, który spojrzał na mnie kwaśno.
-Mari, kochana, muszę lecieć. Ty masz tu z Tomem pogadać.- powiedział i pobiegł szybko, zostawiając nas samych sobie. W końcu Marika ruszyła się, patrząc na mnie.Wyszczerzyłem żeby w pełnym i szczerym uśmiechu, podchodząc do niej. Mruknęła coś pod nosem i odsunęła się.
-Czego chcesz?- zapytała dość oschle mierząc mnie wzrokiem.Wzruszyłem ramionami, cichotając pod nosem.
-Chce żebyś wróciła.- wyznałem szczerze, patrząc jej w oczy, oczekująć reakcji. Spojrzała na mnie zszokowana, jakby spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi.
-Tom, ja czuje się jakbym była dla was ciężarem. Taka niepotrzebna, że macie mnie dość.- spuściła wzrok na dół. Objąłem ją delikatnie, by jej nie spłoszyć, głaszcząć po włosach.
-Nie mów tak. Jedyne czego mamy dość to twojej nieobecności.- poczułem, że koszulka robi mi sie mokra. Wtedy zauważyłem że Marika płacze. Otarłem szybko jej łzy, przytulając mocno.
-Wrócisz?-zapytałem patrząc na nią z nadzieją.
-Nie wiem.



Wróciłem do domu z dziwnymi myślami. Z jednej strony cieszyłem się, że obiecała, że będzie się do mnie regularnie odzywać. Jednak nadal chciałem jej powrotu do nas. Odzywanie się na razy na tydzień to nie to samo co widzenie jej prawie cały czas u siebie w domu.

Potrzebowałem jej. 
Nagle do domu wszedł Bill z wielkim bananem na twarzy.
-Co jest?- zapytałem udając zainteresowanego jego zachowaniem, podczas gdy bardziej zajęty byłem rozmyślaniem o Schwarzowej.
-Nie uwierzysz- powiedział, na co westchnąłem znudzony. Nie lubiłem gdy tak zaczynał. - Pamiętasz tą okularnice, rudą z piegami na całym ciele? Moją przyjaciółke z dzieciństwa?- zapytał mnie brat. Włączyłem turbo myślenie, próbując wygrzebać z pamięci widok młodej...Katherine! A! Więc to o nią chodzi!
Przypomniałem sobie czasy spędzone na placu zabaw w towarzystwie jej, Georga, Gustava i nas. Czasem widywaliśmy się z innymi dziewczynami, chlopakami, jednak to Katherine najbardziej pamiętałem ze względu na to jak bardzo lubił ją Bill. Gdy wyprowadziła się, nie widzieliśmy jej więcej na oczy. 
-Spotkałem ją!- wyrwał  mnie z zamyśleń- Nie poznałbyś jej! Wysoka, elegancka piękność, z długimi blond tlenionymi włosami, szczupłą sylwetką, idealną twarzą i paroma powiększanymi częściami ciała- opisywał to chichotając, a ja miałem wrażenie, że opisuje moi ideał kobiety. Uśmiechnąłem się, próbując ją sobie wyobrazić . przez chwile zapomniałem o Marice.
-Przyprowadziłem ją. - wtedy jak na komendę z korytarza wyłoniła się wyżej opisana dziewczyna, pod żadnym względem nie przypominająca malutką, rua okularnicę. Zszokowany spojrzałem na nią, a szczęka mi opadła z wrażenia.
-Ja śnie?- zapytałem uśmiechnięty, witając ją. Bill zaśmiał się cicho.
- Ty masz Marike, więc to nią się opiekuj-  pokazał mi język, wychodząc z dziewczyną. 
usiadłem na kanapie wzdychając. Nie wiedziałem czy z Mariką jest jakikolwiek sens. Nie łączyło nas w gruncie rzeczy nic. Nic kompletnie. To było takie trudne. Nie mogłem ułożyc myśli.
Wiedziałem też, że Bill jest jej dobrym i zaufanym przyjacielem. Ale czy aby tylko przyjacielem? Ostatnimi czasy odnosiłem wrażenie, jakby sprawiał konkurencje. Jakby patrzył na nią inaczej jak na zwykła przyjaciółkę. Miałem nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia. Złudzenia. Nagle uświadomiłem sobie co ja właściwie wygaduje? Zawsze kobiety lgnęły do mnie jak ćmy do światła, więc czemu Bill miałby sprawiać konkurencje? Mogłem mieć każda i dawniej dobrze to wykorzystywałem. Dziewczyny wręcz same wchodziły mi do łóżka, przez co związki były dla mnie stratą czasu. Można powiedzieć, że kochałem wszystkie kobiety, każdą chciałem uszczęśliwić, dać jej trochę siebie. Czasem dziewczyna nie była tą na jedną noc, zdarzało się, że dzwoniłem do dziewczyny po raz kolejny i umawiałem się na kolejną noc. A Bill? On był romantykiem, dbał o kobiety, nie śpieszyło mu się z niczym. Też miałem dziewczyny, zanim spodobało mi się takie wolne życie. A on w tych sprawach wcale nie był lepszy ode mnie. Ja mogłem mieć każda, a on... no na pewno nie. Teraz jednak odkąd Marika się pojawiła zaprzestałem mojego starego zwyczaju, próbując jak Bill troche romantyzmu. Cholernie mnie to nudziło, ale czego to się dla kobiety nie zrobi? Szkoda, że nie od razu zrozumiałem jak bardzo mi na niej zależy. 
Poza tymi rzeczami, po odejściu Mariki zauważyłem też zmiane u Billa. Traktował mnie wręcz oschle, jakby to wszystko była moja wina. Miałem wrażenie, że nie było mu nawet przykro, że tak cierpiałem bez niej. Być może nawet go to bawiło, że pierw niby robie coś źle a potem o to rozpaczam? Jednak jaka moja wina jak ja nic nie zrobiłem?


Następnego dnia postanowiłem się trochę rozerwał. Na myśl przyszedł mi ten park, do którego ostatnio umawiał się Bill  i Marika. Nie szedłem tam z nadzieją że któreś tam będzie. Mój brat zapewne był gdzieś z Katherine. 

Idąc wzdłuż ścieżki, rozglądałem się za wolną ławką. W słuchawkach leciało "Run,run,run" naszego wykonania. Przeszedłem dookoła fontannę, szukając miejsca.
Nagle usyłyszałem znajomy głos Billa. Przystanąłem uważnie przypatrując się. 
Zamarłem.
Byłem świadkiem jak mój własny brat pocałował dziewczynę na której mi tak zależy. Zamówiłem wściekły taxi, wracając do domu. Miarka się przebrała. Co to, to nie.
Wiedząc, że Bill prowadzi pamiętnik, pognałem do jego pokoju, przeszukując każdy kąt za małym zeszytem z westchnieniami jakie zapisywał. Oczywiście wiedziałem, że to złe, ale miałem dość tych kłamstw i sekretów. Myślałem, że ja i Bill mówimy sobie o wszystkim. oczywiście tak było, do niedawna. Tu już nie chodzi o Marikę. próbuję to ignorować. To chodzi o to, że moj brat nie traktuje mnie jak dawniej. nasze stosunki się zmieniły. To jest przerażające. Do niedawna papużki nierozłączki, a teraz?
Już miałem wychodzić, zawiedziony, że Pamietnik jest tak dobrze zamaskowany, gdy potknąłem się i upadłem obok szafki. Zernąłem, a pod nią leżało  coś jak książka.
Jest! Strzał w dziesiatke!
Pierw Mariki pamiętnik, teraz Billa. Cudowne rzeczy te pamiętniki. Z zadowoleniem przerzucałem kolejne struny szukając nowych dat.
jest!
Pochłonięty lekturą nie zauważyłem że minęła już dobra godzina. Tym razem czytając nie byłem wściekły. Nie wyobrażałem sobie, że jest tak źle. Mój brat ma o mnie takie krytyczne zdanie teraz?  Że to ja jestem wszystkiemu winny? Że jestem bezuczuciowym idiotą? Że nie umiem szanować kobiet? Że bawie się uczuciami innych? Że on lepiej ją pocieszy? tak. Taki pocałunkiem na pewno.
Minęła kolejna godzina, a ja byłem na skraju załamania. Ja i Bill od dzieciństwa mieliśmy idealna kontakty. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Były czasem kłótnie, udpaki między nami. Wszystko jednak szybko wracało do normy. A teraz? Co się stało? Rzuciłem pamiętnikiem w ścianę, idąc do barku na dole. otworzyłem, biorąc tyle butelek, ile byłem w stanie zmieścić w recach. Otworzyłem pierwszą butelke, by się rozluźnić i odprężyć.
Wypiłem jednym tchem, rzucając pustą o ścianę. Do domu wszedł Bill w tym samym czasie co kawałki szkła rozpadły się od strony ściany.
-Boże Święty!Postradałeś wszystkie rozumy?!- wrzasnął na mnie, co wywołało u mnie wsciekłość. teraz moja wina znowu?!
- Nie sądziłem, że kiedykowleik będzie między nami tak źle. - syknąłem biorąc butelki i biegnąć po schdoach do pokoju.
Zatrzasnąłem się na klucz , słysząc jego krzyki.
-Tom debilu skończony! Co ci odbiło?!- usłyszałem zza drzwi.
Siedziałem zamknięty, nie tłumiąc już emocji i łez. Byłem załamany. Nie chciałem dzwonić do Gustava czy georga, bo jak zwykle stwierdziliby, że się pogodzimy. Też bym tak myślał, dopoki nie ruszyłem pamiętnika.
Inni kumple nie są na bierząco więc to bez sensu.
Pomyślałem o Marice, ale wtedy przypomniał mi się widok ICH z parku.
Odrażające.

Za oknem było ciemno. Bill musiał spać, bądź leżeć na łóżku. Otwarłem drzwi po cichu przemykając na dół, biorąc pare butelek na rozluźnienie nerwów. Wskoczyłem szybko do pokoju, otwierając butelke. Nagle dostałem sms od Gustava
"Nie chce się mieszać ale Bill pisał do mnie, że o coś poszło. Widać, że ostro pierwszy raz tak na ciebie nagadał. Co ci odbiło?" - rzeczytałem zły i rzuciłem telefonem, roztrzaskując go na malutkie kawałeczki.
-Mam dość- syknąłem przez zęby,pijąc jedną butelkę za drugą. Aż do dna.
Chciałem zaspokoić ten ból który ciążył mi na sercu. Czułem się jak małe dziecko - bezbronne i bezradne.
Butelki szły szybko. Zamiast tłum je ustawiałem je obok balkonu. Chciałem chwile odetchnąć  wychodząc na balkon zapalić. Chwiejąc się we wszystkie strony świata, po ścianie doszłem do balkonu, a tam mocno złapałem się barieny, upadając na nią.
Zapaliłem, głowe miejąc nabitą Billem. Tu już nie chodzi o akcje z Mariką. Tu chodzi o NAS. O osobe ważna w moim życiu. Mojego brata. Bliźniaka. Brakowało mi go teraz. Był dla mnie wszystkim. Zawsze się wspieraliśmy. gdzie był teraz?
To takie trudne. Nie miałem ochoty nawet na neigo patrzeć. Po tym co pisać na mój temat? Cofnąłem się do pokoju, placzał nogi, Ledwo patrzyłem na oczy znużony alkoholem. Chwiałem się z boku na bok nie mogąc utrzymać równowagi.  nagle potknąłem sie o butelki i upadłem na ściane i na całe szkliwo stojace przy niej.

Bill:
Usłyszałem tylko huk i odgłos tłuczonego szkła. Pobiegłem do drzwi, ale nim zdążyłem jej wyważyć minęło trochę czasu. Wbiegłem przerażony do pokoju, cofając się natychmiastowo.
Zasłabłem.
Puste butelki. Powypijane. Niektóre były całe, inne w kawałkach.
Tom. Lezał przy ścianie z rozbitą głową. W niektórych miejsach miał wbite szkło. Cofnęło mnie. Widok krwi i skaleczonego brata? to za wiele.
Jedyny odruch naturalny- szpital

marika:
Było wcześnie rano. Coś około godziny 6. Przeciągnęłam się na łóżku, ziewajac, gdyż już 3 razysłyszałam głos dzwonka. Spojrzałam na wyświetlacz- Bill.
-Czego chcesz o tej porze?!- mruknęłam niezadowolona i zaspana.
-Tom.. on jest w szpitalu. Ja nie wiem czy on przezyje- mówiił dławiąc się łzami.
-CO?! Jak to?!
-Przyjedż. - rozłączył się.
Siedziałam przerażona na łóżku. Tom... Łzy zaczęły leciec mi po policzkach. Zaraz orzeobraziło się to w wodospad łez.

bałam się. bałam się że strace coś, czego nigdy nie miałam.
gdy dotarałam na miejsce Bill siedział na korytarzu. twarz chował w dłoniach, płącząc . Podniósł głowę,. a makijaż miał rozmazany. Wyglądał tragicznie. Spojrzał na mnie. Widać, że było mu ciężko, a ja dalej nie wiedziałam co jest.
-Co się stało?- zapytałam, podchodząc. Kaulitz ciężko dyszał.  Kochał Barata i to abrdzo. Był w takim stanie.. to musiało być coś poważnego.
- Tom..on...jezu...Tom-ciężko było mu wydukać jakiekolwiek słowo- Tum się upił. Przewrócił się. Rozbił głowę. A te butelki co obok lezały.. on sie na nie przewrócił i jest poraniony. Stracił dużo krwi, bo ja sie brzydze takimi widokami, a kartka przyjachała z dużym opóźnieniem. Nie chce go stracić- chlipiał, tłumacząc mi. Przerażona objęłam go mocno.
-Nie stracisz- powiedziałam cicho i niepewnie.
-Lekarz stwierdził, że za dużo krwi stracił. Miał szkło w niektorych częściach ciała. Boże to było ochydne. - nie mogłam go uspokoić- nie chce żeby odszedł jedyne co pamietając to naszą kłótnie. A co jeśl ito moja wina? To przeze mnie?
Z sali obok, która prawdopodobnie należała do Toma wyszedł lekarz. Spojrzał zmartwionym wzrokiem na nas.
- Pana brat... jest w stanie krytycznym. Zanim zdążył dojechać do szpitala  stracił dużo krwi. Do tego przesadził z alkoholem.
-Co pan chce powiedzieć przez t? - Bill gwałtownie podniósł się, patrząc z powagą.
-My już nie możemy nic poradzić. Jedyne co, to możemy go uśpić. To jedyny ratunek. - wyznał.
Bill sparaliżowany stał. Nogi się pod nim ugięły. Twarz miał pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Bez emocji. Pusty wzrok. Łzy leciały mu jak wodospad.
- Skoro to jedyny ratunek, to proszę to zrobić. Każda szansa się liczy.- powiedziałam a Bill ciężko opadl na krzesło.
-Mój boże... Czy to jedyne wyjście?- patrzył przed siebie pusto- Marika.. duszno mi.. Zaraz chyba zemdleje.
-Pański brat zostanie uśpiony. Istnieją pewne szansę że uda się takim sposobem go uratować, a jego organizm wydobrzeje i pozwoli mu się kiedyś obudzić. - powiedział, wracając do sali.
-Tom ,nie zostawaj mnie- usłyszałam cichy głos Billa, stłumiony płaczem.






2 komentarze:

  1. Nie wiem co napisać :/
    Rozdział fajny, kilka błędów (Tum) bo cię poganiałam XD
    Fajnie by było jakby Tom na początku jakby taką śmierć kliniczną i powiedzieli że umarł a potem się okazało że żyje :D
    Czekam i przeczytaj u mnie http://moveshakehidex.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej obojniaczku koffany :3
    Rozdział jest wreszcie oł je Bartuś dodał rozdział torika awawawawawawawawaawawawaawaa forewa
    Ale kuźwa Marika jest głupia, tak no jesteś im zbędna niepotrzebna a Tomusiowi to już w ogóle tak, tak tempa głupia pało pałka hełhełheł xd
    A Tomuś jejciu no... Taki biedny zakochany... :'(
    Jak ta Rika mogła tak potraktować Tomcia no! A Billa przez chwilę polajkowałam xd

    BILL DEBILU IDIOTO CHOLERNIKU MĘSKA DZIWKO PEDALE GEJU ŚMIECIU GŁUPI JESTEŚ DLA MNIE NIEKIM WIESZ CYMBALE?????

    JAK ON MÓGŁ TO ZROBIĆ JAK?? PYTAM SIĘ J A K JAK ON MÓGŁ JĄ POCAŁOWAĆ I TAKIE RZECZY O TOMIE PISAĆ WSADŹ SE W TYŁEK TEN PAMIĘTNIK PACANIE

    Tomuś... Nie wiem co powiedzieć... To jest takie smutne...Może jesteś pijakiem (to przez billa jak zwykle ;-;) ale to i tak smutne... Tomuś kochanie... Jejku on może umrzeć... Kochanie cudowne...Boję się... Dredku mały żyj... Macie mieć z Mariką małe tomiątka pamiętasz? :''(((

    Marta, wiesz co ja Ci powiem no? Weź se jakiegoś korektora zatrudnij xd
    Dobra idę komentować następny bayu bay bay

    OdpowiedzUsuń