Strony

czwartek, 22 października 2015

Hej

I to uczucie gdy nie wiesz co zrobić z Toriką :'D
Na telefonie mam z 2 czy tam 3 rozdziały nowe ale za cholere nie chce mi się tego przepisywać. Ogolnie jak czytam te rodziały to mi sie takie flaki z olejem wydaja :( A jeszcze miesiąc temu były oki :(
Nie wiem co zrobić z Torika. Chciałabym skończyć to, najlepiej ten co zaczęłam wstawiać zrobić głównym. Bo teraz dopiero tak zorientowałam się, że za szybko rozegrałam akcje przez co wszystko zrobiło się już takie oklepany, infantylne. Sama jako tako lubie Torike, ale jeszcze gorszy mętlik mam gdy niektóre osoby chcą teraz Billrike :"D
Dlatego pozostawiam wam wybór do końca października.
Jeśli chcecie Torike to coś może wyklepę ale brak weny.
Jeśli nie to od listopada startuję z nowym opowiadaniem o Kaulitzach, którego będę dodawać REGULARNIE :PP

wtorek, 15 września 2015

Oneshot- Na końcu tęczy

Nigdy nie sądziłam, że istnieje koniec tęczy. Ba! Nie sądziłam, że na końcu tęczy znajdę swoje prawdziwe szczęście!
Cześć. Mam na imie Juliet. Tak w ogóle to ta moja "szczęśliwa tęczowa historia" nie jest taka szczęśliwa jak się może wydawać, ale co tam! Ważne, że jak w każdej bajce- wszystko szczęśliwie się kończy. 
Wszystko zaczęło się od tego dnia w którym razem z moją przyjaciółką Rose odwiedziłyśmy wesołe miasteczko. Oczywiście pod moją opieką znajdowała sie moja młodsza kuzynka Lissa. 
We trzy świetnie się bawiłyśmy. Do czasu...
Razem z Margaret ku naleganiu malutkiej podeszłyśmy do stoiska z watą cukrową. Gdy już wyjmowałam portfel by zapłacić zorientowałam się, że moja kuzynka gdzieś wsiąkła. Przerażona dałam przyjaciółce pieniędze by zapłaciła, a sama pobiegłam na poszukiwania. 
Wprawdzie Lissy była poza moim zasięgiem wzroku ok. 5 minut ale dla mnie jej znalezienie trwało całą wieczność. 
Lissa stała tyłem do mnie na końcu ogromnej tęczy która kończyła się po drugiej stronie wesołego miasteczka. Gdy podeszłam bliżej zorientowałam się, że z kimś rozmawia. Obok niej stał pulchny chłopak mniej więcej w moim wieku z okularami na nosie. 
-Hej. mam nadzieję, że nic nie nabroiła- podeszła odciągając lekko malutką blondyneczkę, która uważnie się nam przyglądała. 
-Nie, jasne, że nie. Jest przezabawna i urocza- uśmiechnął się szeroko. 
-Mam na imię Lissa- mała wyszczerzyła ząbki w okazałym uśmieszku przestępując z nogi na nogę- a to Juliet.
-Jestem Gustav. 
Uśmiech nie znikał mu z twarzy. 
Gdy dołączyła do nas Margaret chłopak oznajmił, że musi już wracać do domu. Gdy odchodziłyśmy wcisnął mi do ręki małą karteczkę którą od razu wepchnęłam do kieszeni swoich spodenek i odprowadziłam chłopaka ciepłym spojrzeniem w tłum.

Minął dzień.
I kolejny
Minął tydzień. Kartka okazała się być numerem telefonu. Długo leżała sobie po prostu na szafce ale w końcu odważyłam się coś z nią zrobić. Wystukałam numer na klawiaturze telefonu i wysłałam sms. Chciałam wiedzieć czy jeszcze mnie pamiętał. 
Odpowiedź przyszła w niespodziewanie szybkim czasie. 
Zaczęło się od jednego sms skończyło się na całej nocy smsowania. Na koniec Gustav zaprosił mnie na spacer w weekend.

-To ten z wesołego miasteczka? Oh, uroczo- zachichotała Margaret. Nie wiedziałam czemu ale strasznie się tym stresowałam. Gustav serio był miłym i sympatycznym chłopakiem więc nie chciałam wstydu przed nim. Ogólnie to... nie byłam nigdy nigdzie z chłopakiem. Tak, wiem wstyd i hańba mi. W sumie po prostu nie miałam na takie duperele czasu. Ugh, nie wiedziałam co marnowałam pewnie, bo moja przyjaciółka Margaret była już żonata ze swoim Tomem i mieli już 2 dzieci. A ja? Nawet chłopaka nie miałam.

Nadeszła sobota.
Usiadłam na ławce w parku, w którym byliśmy umówieni. W oddali ujrzałam Gustava idącego razem z ... mężem mojej przyjaciółki. Kto by pomyślał, że się znają?! I dlaczego Margaret nic o tym nie wiedziała?
-Cześc Juliet- powiedzieli razem a Tom odszedł tak szybko jak się pojawił.
Spotkanie przebiegło szybko i dobrze.
Od tego czasu ja i Gustav zaczęliśmy się spotykać.
-Gus, skąd ty i Tom się znacie?- zapytałam pewnego razu. Chłopak zamyślił się. Długo nic nie mówił.
-Być może nie kojarzysz, ale ja i Tom mieliśmy kiedyś zespół. Razem z nami grał także brat Toma i nasz kumpel. - westchnął- jak widzisz wszystko się rozpadło, ale nadal się przyjaźnimy wszyscy.
Przytuliłam go mocno.

Pare dni potem Gustav przyszedł do mnie w bardz złym humorze.
-Co jest?- zapytałam.
-Nic mi nie jest.
-Widzę, że coś..
-Nic mi nie ejst- powiedział z naciskiem.
Spojrzałam na niego rozżalona
-Dobra. Pokłóciłem się z Tomem.
Jak każdy facet. Jeszcze o byle co.
Mijały dni a Gustav pozostawał w takim samym okropnym nastroju. Wszystko byłoby w miarę okej, gdyby nie to, że przy tym podle mnei traktował. Czułam się jakby się na mnei wyżywał.

-Gustav co jest do cholery no?
-Nic. Po prostu...Tom i ja jesteśmy a raczej byliśmy bardzo blisko. Jak ty byś się czuła po stracie przyjaciółki? Tej najlepszej?
-Oh, zaraz się pogodzicie.

Nie miałam racji. Minął miesiąc. Nie wytrzymałam z Gustavem, gdy ten tak mnie traktował. Zerwałam dwoma słowami. Bardzo mnei to bolało, ale jeszcze bardziej jego zachowanie. Czy on w ogóle się tym przejął? Może był tak bardzo przejęty przyjaźnią z Tomem, że było mu wszystko jedno?
Wybiegłam zapłakana przed siebie gdy po dłuższej chwili nie powiedział nic sensownego.
-Juliet..poczekaj- złapał mnie za rękę, gdy w końcu mnie dogonił. - To nie tak!
-Nie, ja ci po prostu daję wolną rękę. Masz teraz szansę zająć się tylko nprawą przyjaźni. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie. Poczekaj.- wyrwałam mu się i pobiegłam do domu.

Być może dlatego, że Gustav był moim pierwszym chłopakiem, albo to po prostu dlatego, że bardzo się ze sobą zżyliśmy sprawiło, że ciężko mi było dojść do siebie. Sprawę utrudniało to, że codziennie wysyłał po milion sms i 500 nieodebranych połączeń.
-Kobieto, nie możesz się całe życie przed nim ukrywać.- mruknęła Margaret wyciągając mnie wreszcie z domu.
Znów zaczęłam normalnie funkcjonować. Wróciłam do pracy, zaczęłam wychodzić na imprezy z Margaret i Tomem. Pewnego razu wybraliśmy się do clubu we trójkę a na ustach Toma cały czas malował się diabelski uśmeich.
-Co ty knujesz Kaulitz, co?- zadroszczyłam się z nim.
-Zobaczysz.- szturchnął mnie i kiwnął w stronę drzwi.Przede mną zobaczyłam blondaska w okularach.
-Gustav co ty tu robisz?- spojrzałam zdezorientowana na chichrającego się Toma z moją przyjaciółką.
-Wiesz pogodziliśmy się i to i owo ustaliliśmy..- wytłumaczył z uśmiechem Tom i razem z Margaryną zostawili nas samych.
-Juliet..ja przepraszam... po prostu..  Tom jest dla mnie jak brat.- spojrzał na mnie.
-Nie chodzi o to... chodzi o to jak mnie traktowałeś...
-Ja.. prosze zrozum. Chcę to jakoś naprawić.- spojrzałam na niego z cichym westchnięciem i objęłam delikatnie.
Od tego momentu wszystko wróciło do normy.
Żaden Tom ani nikt inny nie mógł stać nam na przeszkodzie.

Minęły 3 lata.
Pomimo częstych kłótni ja i Gustav dalej jesteśmy razem i mamy ośmiomiesięczną córkę Marry. I niech mi ktoś powie, że szczęśliwe zakończenia nie istnieją...

______
Kolejny shot dla Julki :*
Wiem krótki i trochę wyssany z palca ale brak weny i takie tam. Za dużo nauki. 2 konkursy, 2 sprawdziany, 3 kartkówki ://


środa, 2 września 2015

29 :"Potem nie było już nic"

Sam nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy nie. Marika pozwoliła mi się widywać z Juliet. Widując się z nią muszę się widywać z Mariką. Może jendak jest szansa...
Siedziałem z Billem i moją malutką pociechą w parku. Nie wiem co skłoniło Schwarz do zmiany zdania. Wracając do domu ujrzałem pod naszym domem auto naszego ojczyma. Mama i on musieli do nas wpaść. Pech, że mama miała klucze.Nie wiem dlaczego, ale czułem jakbym nie widział jej od wieków. Może tak się zmieniłem?Wydoroślałem?
Spojrzałem na brata.
-Ciekawe co powiedzą na nowego członka rodziny- mruknął. Oczywiście, że o niczym nie powiedziałem. Ale jak się dowie to miło nie będzie.
Weszliśmy do środka. Mamusia siedziała na mojej ulubionej kanapie.
-Cześć mamuś.- czarny podbiegł do niej z radością.
-Oh chłopcy czemu się nie odzywaliście?- spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach-Tęskniłam. - Rozejrzała się po pokoju- Gdzie jest Marika? Myślałam, że skoro was nie ma to chociaż ona umili mi czas czekając na moich synków.
-Mieszka teraz w drugim końcu Magdeburga- powiedziałem krótko patrząc pod nogi. Spojrzała na mnie zaciekawiona. Wtedy dostrzegła za moimi plecami wózek w którym spokojnie spała Juliet.
-Jaka urocza dziewczynka- podeszła do niej- Pewnie to którejś z koleżanek Mariki...- zaczęła ale przestała mówić gdy zobaczyła, że z ponurymi minami kręcimy przecząco głowami.
-Nawet nie żartujcie że to wasze.- powiedziała podnosząc głos.Spojrzała na młodszego brata.- Zgaduję, że to Bill. Tom jest głupszy ale uważa na...tak nietypowa wpadki.
Bill spojrzał na nią zirytowany.
-No wielkie dzięki. Ja tu ubolewam bo brat mi odebrał dziewczynę właśnie przez nią- pokazał na małą- A ty przeciw mnie?
Rodzicielka przyzała mi się uważnie, a w jej oczach czaił się gniew.
-Simone... Spokojnie- powiedziała sama do siebie. - spojrzała na Juliet- Tom..coś ty narobił?...Z kim?-zapytała niepewnie
-Z Mariką- powiedział Bill widząc, że sprawia mi trudność wymawianie jej imienia.
Opowiedział naszej mamusi wszystko od A do Z. Źle się z tym czułem, że znała każdy szczegół mojego życia osobistego ale cóż...
-Jak mogłeś zrobić to tak sympatycznej dziewczynie?- obwiniała mnie.
-Było minęło.- mruknąłem ze sztucznym uśmichem, biorąc malucha na ręce. Spiorunowała mnie wzrokiem.
-jak możesz tak mówić? Co ty masz w głowie? -warknęła- Ty wiesz co teraz czuje ta dziewczyna? Jezu Tom..  czyś ty postradał rozumy? Odbiło ci? Wykorzystać taka...
-Zamknij się!- przerwałem jej, czując , że mam łzy w oczach. Odłożyłem Juliet.
-Kocham Marikę i nawet nie wiesz jak boli mnie jej utrata. Bill ci wyjaśnił jakie głupstwo zrobiłem. A ty jako matka powinnaś mnie wspierać, a nie dobijać.- syknąłem. Bill spojrzał trochę przerażony tym, jak się zachowuje wobec niej.
-Jestem kobietą i mogę sobie wyobrazić jak się ona teraz czuje. - powiedziała cicho a ja pobiegłem po schodach do pokoju.
Padłem na łózko.
Mam być ojcem? Już nim "jestem". W tym problem, że nadal jestem dzieciakiem. Dzieciakiem który już nie potrafi zerpać z życia radości. Tak bardzo chciałem obok kogoś kto mnie zrozumie.. Kto sprawi, że mój świat znów stanie się kolorowy. Wtedy przypomniałem sobie, kiedy ostatni raz było cudownie.
Podszedłem do szuflady wyjmując żyletkę.
Nie jestem emo czy coś. Po prostu mam już wszystkiego dość. Życie mnie przytłacza, wszyscy się odwrócili.Marzę o czymś zupełnie nierealnym. Chcę tylko zrozumienia...
Jedno cięcie. Zabolało.
Kolejne..jescze bardziej.
Wszystkie późniejsze uśmeiszały mój ból psychiczny.
Potem nie było już nic.

____
Wiem, że krótki. Taki miał być. od dziś będę pisała tylko z punktu widzenia Toma, w nagłych wypadkach pojawią się też z innych postaci. Także ten tego...


wtorek, 1 września 2015

Rozdział 28

Tom:
2 miesiące później
Miałem dosyć. Dosyć! Straciłem wszystko! Wszystko. Siedziałem załamany na łóżku, przeglądając zdjęcia Mariki i Juliet. Płakałem.i to bardzo. Bill również był załamany. Zerwała z nim. Odcięła się od nas i wszystkiego co nas łączyło. Dziś graliśmy koncert. Tak abrdzo chciałem żeby przyszła. Chociażby zobaczyć ją w tłumie. Na marne.
Nadszedł czas autografów i zdjęć. Fani. Nic szczególnego. Zwróciłem uwagę na parę dziewczyn i na jedną taka dziwaczną. Jej koleżanka wprost tętniła radością i ciągle upominała ją jaka to ona jest przybita.
-Halo! Jesteś na koncercie swoich idoli! Troche radości, kobieto!- mówiła wysoka blondynka.
-No i co z tego? Matko to się zaraz skończy. To takie do dupy- mruknęła brunetka. W sumie zabawnie było przysłuchiwać się ich rozmowie. Może jednak dziewczyna miała pwód do takiego humoru. Może była przygnębiona jak ja? Westchnąłem i zacząłem pospisywać kolejne autografy.
-Tom, przestań o niej już myśleć- powiedział brat, klepiąc mnie po ramieniu- Ja..ja jakoś zrozumiałem. To już nie nasza bajka.
-To już nie chodzi o Rikę- spojrzałem ze smutnymi oczami- chodzi o moją malutką Juliet...
Znów miałem łzy w oczach.
Koncert i reszta dupereli się skończyła. Miałem mętlik w głowie. Tak wiem, minął miesiąc odkąd widziałem Juliet. Chociaż raz mogłem jej dotknąć... Zobaczyć jak wygląda... Za 10 lat nawet jej nie poznam.
Wybrałem się na spacer wzdłuż ulicy Magdeburga. Billowi łatwiej zapomnieć, bo nic nie łączyło ich szczególnego. Kochał ją ale..to nie było to. Widać, że nie było im razem dobrze, a tym bardziej ostatnio.
Przystanąłem koło zamkniętej kawiarni żeby zapalić. Usiadłem na jednej z ławek. W pobliżu niecałych 10 metrów stała kolejna. Zauważyłem na niej dwie dziewczyny. Brunetkę i blondynkę..Ach.. przecież to te z koncertu.
-Nie rozumiem cię. Właśnie spełniłaś swoje marzenie. Czemu ryczysz?- usłyszałem przyjemny, dziewczęcy głos.
-Julka, nie rozumiesz?-zwróciła się do niej brunetka- Dla nas to marzenie, a dla nich? Jeju to takie bez sensu. Marze o zobaczeniu kogoś, a to takie bez sensu.
Taa..zoabczenie kogoś nie jest bez sensu, pomyślałem. Przecież ja wręcz marzę, żeby zobaczyć Marikę.
-Boże, aleś ty głupia jak nie wiem co- odpowiedziała blondyna. -Gadasz od rzeczy.
- Nieważne. Zobacz.. to było moje jedyne marzenie. Chciałabym któregoś z nich poznać osobiście, ale to bez sensu.
-Boże, Nie możesz patrzeć na to optymistycznie?
Brunetka pokręciła przecząco głową, ocierając łzy.
-Poczekaj, skocze tu do tego sklepu na rogu i kupię ci chusteczki bo cała jesteś zapłakana- blondyna podniosła się i pobiegła do sklepu. Podniosłem się z ławki i dosiadłem się do brunetki. Nie widziałem dobrze jej twarzy, ale z tego co zapamiętałem po koncercie to była... przeciętna.
-Czemu jesteś taka zdołowana?- zagadnąłem, siedzac tak, by światło lamp nie padało mi na twarz. Nie chciałem, żeby wiedziała z kim rozmawia. No chyba, że się rpzyjży.
-Nie mam ochoty na rozmowy z obcymi.- mruknęła, ocierając łzy.Podałem jej chusteczkę.
-Spokojnie, nie grzyę- uśmiechnąłem się. Spojrzała na mnie przez sekundę.
-Dlaczego wydajesz się taki miły?- zapytała mnie, dalej ocierając oczy.
-Można powiedzieć, że ejstem w czarnej dupie i nie masz ochoty żartować z nikogo.Nawet źle mi patrzeć na smutne dziwczyny
-Pf.- mruknęła. Nagle ujrzałem idącą blondynę. Spojrzała na mnie wystraszona.
Brunetka podniosła się z ławki.
-Julia idziemy?- zapytała koleżanki, a ta szybko skinęła głową
-Miło się gadało-rzuciła w moją stronę tylko i poszła.
Wróciłem do hotelu i położyłem się na kanapie. Sporjzałem na wyświetlacz telefonu. 20 sms i 5 nieodebranych połączeń.
Od Mariki...
Nie wierzę.
"Tom....jesteś mi potrzebny..."
Westchnąłem.Nie. Nie będę jechał w środku nocy.

___________________________________________________

Taki tam króciutki rozdzialik, bo urodziny Kaulitzów XD Ona wcale nie chce żeby przyjechał,bo będą razem XD Nawet nie myślcie o tym XD




Rozdział 27~"Czemu akurat Juliet?"

Dwa rozdziały bo tak. :|
Szkoła i takie tam, to mogę , no nie? :|
Tak kocham was <3 I wiem, że kochacie mnie za spoilery w tytułach XD I Za to co teraz będzie.
Szczerze, doradźcie mi- pisać dalej z perspektyw kilku osób czy pisać tylko Tomem? :|

** 8 miesięcy później**
Tom:
Możecie mi wierzyć, albo nie, ale nadal kocham Marikę. Nie widziałem jej od prawie roku, ale dalej ją kocham. Jak dużo bym oddał, żeby ją teraz zobaczyć. Za to muszę podwójnie cierpieć bo Marika jest zaręczona z moim bratem. Cholernie źle było mi gdy się o tym dowiedziałem. Szczerze? Wpadłem w depresję. Nie sądziłem, że mogę kogoś tak pokochać. Byłem i jestem pieprzonym egoistą, bo zamiast cieszyć się ze szczęścia dwóch mi ważnych osób to rozpaczam. Jestem po prostu debilem. Wszystko byłoby okej gdyby nie to pieprzone Chicago. Straciłem ją. Na zawsze.Przeprowadziła się, a Bill nie chce mi pozwolić na kontakt z nią, bo ona sama mu na to nie pozwoli..
 Na pewno bardzo się zmieniła... Zobaczę ja pewnie... na ślubie brata. Bill nabrał do mnie strasznego dystansu, a bliżej jestem teraz z Georgiem.
Pozbyłem się dredów, które Marika tak uwielbiała. Teraz miałem warkoczyki. Planowałem zrobić sobie również tunele. Nagle do domu wpadł rozzłoszczony Bill.
-Co jest szczęściarzu?- zakpiłem sobie.Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
-Ty gnoju...- syknął, a przez chwilę miałem wrażenie, że się na mnie rzuci i mi wydrapie moje piękne czekoladowe oczęta. - Nienawidzę cię.- w jego ciemnych oczach zalśniły łzy.
Już wiedziałem o co chodzi. Zerwali.
-A co ja mam wspólnego z tym? W ogóle o co chodzi?
-O co?!- ryknął gniewem- Nienawidzę cię! Odebrałeś mi ją!
-Kurwa! Bill! Przestań pieprzyć!- syknąłem, podnosząc się gwałtownie- Nie widziałem jej od 8 miesięcy. Co niby mógłbym zrobić?!
-Co?- spojrzał na mnie załzawionymi oczami.- Kaulitz dupku, będziesz ojcem.
Zatkało mnie. Przez chwilę czułem, że nie dam rady nabrac powietrza do płuc. To żart czy może ja śnie?
Bill otarł nadgarstkiem łzy, rozmazując swój nieskazitelnie "boski" (wyczujcie ten sarkazm plz) makijaż.
Usiadłem z wrażenia na kanapę, patrząc w przestrzeń przed siebie.
-Skąd wiesz?- powiedziałem ze spokojem, nawet na niego nie patrząc. Mój młodszy braciszek parsknął śmiechem.-Skąd wiesz, że ja akurat?Przecież ty też z nią...
-Nie. Ty jedyny się z nią pieprzyłeś. Bo widzisz, ona w przeciwieństwie do ciebie nie robi tego z byle kim. - zaśmiał się gorzko. Widziałem tą samą nienawiść w jego oczach, co 8 miesięcy w oczach Mariki. Teraz miałem szansę ją odzyskać. Ale za cenę brata...
-Co teraz zrobisz?- zapytałem, spoglądając na niego. Już nie był załamany, był wściekły.
-ja?-zaśmiał się szyderczo- Co ty zrobisz? Czy może teraz wielki Tom Kaulitz zmieni swoje życie i zacznie traktować kobiety należycie i zajmie się ... swoją ..."ukochaną"- ostatnie słowo wymówił ze śmiechem- czy może będzie miał szczerze gdzieś to i dalej będzie ruchał panienki?
Spojrzałem na niego ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Może był zły, załamany bo niechcący odebrałem mu dziewczynę, ale ja w głębi byłem kompletnie zdruzgotany. Ja, Tom Kaulitz w roli tatusia? No nie, tego jeszcze nie grali. Przecież to będzie kompletna porażka.
Ale z drugiej strony... Zresztą, musiałem zobaczyć się TERAZ z Mariką.
-Daj mi jej nowy adres- powiedziałem stanowczo.- Muszę się z nią...
-Nic nie musisz- przerwał mi.- Nadal jesteśmy razem. Mam nadzieję, że tego nie zmienisz.
-Pff.-prychnąłem. -MUSZE. Rozumiesz?! Kurwa, muszę!-wrzasnąłem na brata.
-Dobra. O ile ona chce cię zobaczyć. - prychnął, podając mi dokładny adres.
Wskoczyłem do swojego auta i ruszyłem w drogę. W około 30 minut byłem już przed małym, szarym domkiem jednorodzinnym. Ciekawe jak dużo się u niej zmieniło.
Niepewnie wszedłem na podwórko i podbiegłem do drzwi. Zapukałem.
-Cze...o nie.- w drzwiach stanęła Marika. Nadal ta sama ciemnowłosa dziewczyna, którą kochałem i kochać będę. Jedyne co w niej się zmieniło to  to, że wcześniej tętniła życiem. Teraz w jej oczach widać było pustkę, zgubienie i smutek. No i widać było po niej, ale tak trochę tylko, że jest w ciąży. W sumie to dziwiłem się, że Bill wczesniej nie zauważył, ale teraz jakby się przyjrzeć to ledwo widac.
-Czego chcesz tutaj Kaulitz?- warknęła. Spodziewałem się złowrogiej miny, ale w jej oczach ujrzałem łzy. Złapałem jej dłoń i uscisnąłem, a drugą swoją ręką otarłem jej łzy. Chciałem ją przytulić, ale to by ją wypłoszyło.
-Marika...- powiedziałem, uśmiechając się. Łzy same cisnęły mi się i nie mogłem ich powstrzymać. Może to śmieszne, ale płakałem ze szczęścia. Że ją widzę. Marikę. Dziewczynę która kocham.

Bill:
Szczerze? Nie sądziłem, że kiedykolwiek mogę go tak znienawidzić. Mówiąc "Go" mam na mysli Toma. Mojego brata bliźniaka, którego kochałem od zawsze. Od zawsze na zawsze przyjaciele. Do dziś. Zacząłem do Mariki czuć coś już dawno. Łudziłem się, że ona i Tom nie będą razem bo.. no wiecie jaki jest mój braciszek. Jednak widziałem, że to już bez sensu. Zdawało mi się, że zakochałem się w Olivi- przyjaciółce Mariki. Być może i ta było, jednak ta wybrała Luka. Z Rose...świetnie się dogadujemy, a ta nawet wprowadziła się do Magdeburga i mieszka niedaleko Mariki, ale to nie to samo. Widzę, że być może ona jest zauroczona mną mimo wszystko ja traktuję to jak... tylko przyjaźń. A Marika? Nie potrafię jej traktować jak Olivię czy Rose. Cholernie bolało mnie to, jak była z Tomem, ale pogodziłem się z tym, żyłem z nadzieją, że znajdę kogoś innego. Jednak teraz przepełniła mnie nadzieja, że ona i Tom to po prostu niewypał, przypadek. Ale moj kochany braciszek musiał rozszarpać moje nadzieję. No bo jak mam być z nią skoro ma dziecko z Tomem? Wiem, że nie mogę się na niego złościć bo to nie jego wina. Może i jestem zbyt surowy- po zerwaniu z Mariką Tom bardzo to przechodził, a ja wolałem być przy Schwarzowej. Nasza więź się skruszyła i ciągle się łamie, aż w końcu zniknie. Nie powinienem mieć mu tego za złe. Ani nawet Marice. Nie planowali tego, ani nie zrobili mi tego na złość. Mieli prawo, bo w końcu byli wtedy razem. Problem w tym, że to boli. Bardzo boli.
Otarłem łzy i spojrzałem na moje zdjęcie z Mariką, które trzymałem w ręce.
Zawsze żyłem w przekonaniu, że nigdy nie rozdziali mnie z Tomem żadna dziewczyna. ba, myśleliśmy, że nasze gusta są kompletnie inne. A tu proszę, taka mała wredna dziewczynka nas zauroczyła. Wpadła między nas zupełnie przypadkowo. Przypadkowo, a obróciła nasze życie do góry nogami. Zwłaszcza Toma. Może... może ja i Marika to niewypał? Może to Tom jest jej przeznaczony? Może powinienem zapomnieć i spróbować z Rose?
Nagle do domu wpadł załamany brat.
-Co jest?- spojrzałem na niego. Chciałem nadrobić ten czas i jakoś.. pocieszyć?
-Pieprz się. Masz czego chciałeś.- mruknął.
-Ale o co chodzi?- zapytałem zdezorientowany.
-O co?- uśmeichnął się fałszywie. - O to, że ona mnie nie chce widzieć na oczy. Nie chce mieć ze mną kontaktu. Rozumiesz? NIE CHCE!
Tego się nie spodziewałem. Wprawdzie nie mam na myśli, że byłem pewien że wrócą do siebie, ale myślałem że jednak Marika pozwoli Tomowi zostać... Szok.
-Nie do końca zrozumiałem...
-Oh Boże święty no trzymaj mnie bo mu przywalę- syknął zrozpaczony-  Powiedziała mi, że chce tylko żeby nasza córka zobaczyła mnie chociaż raz na oczy. Nie chce mnie w ich życiu. Kazała mi odejść.
-Będziecie mieć córeczkę?- Tom spiorunował mnie wzrokiem, widząc mój zachwyt w oczach.
-Tak. A ona pewnie będzie żyła w kłamstwie, że to ty jesteś jej tatusiem - powiedział pokazując mi środkowego palca. Nadal próbowałem ze spokojem.
-Tom, posłuchaj. Wiesz, że nie chcę i nie zniósłbym gdybyś mi odebrał Marikę. Jednak chce twojego szczęścia braciszku. Jeśli wasza ... właściwie jak ma mieć na imię?
Mój starszy brat obrzucił mnie poirytowanym spojrzeniem.
-Juliet.
-Czemu akurat Juliet?- mruknąłem bardziej do siebie.
-Bo nie Bill.- żachnął się.
-Urocze.- uśmiechnąłem się.- Wiesz co ci powiem? Spróbuję się wstawić za tobą... Może coś zdziałam.
W oczach Toma pojawiła się iskierka nadziei.

____________________________________
Nie muszem, ale chcem i mam dla was pytanka
-Jak sądzicie
1.Marika będzie z Billem czy zerwie z nim/on z nią?
2.Pozwoli Tomowi na kontakt?
3.Czy Tom w końcu odpuści?
4. Dlaczego akurat Juliet?XDD


Rozdział 26~ "To koniec"

Wiem, że zaspoilerowałam niektórym 26 i trochę błędnie bo plany się zmieniły. Dodatkowo od teraz każdy rozdział będzie tytułowany, bo to tak troszku spoiler, a ja kocham spoilerować <3 <3

___________

Tom:
Wróciliśmy zmęczeni po Chicago. O dziwo obyło się bez dram Mariki, która teraz leżała na moich kolanach.Oglądaliśmy właśnie jakąs romantyczną komedia, a ja czułem się jak baba. No błagam, to ja powinienem usnąć z nudów- nie ona!
Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 1 w nocy.Myślałem, że po powrocie czeka mnie jakaś awantura z Schwarz, a nie dość, że była wniebowzięta, że byłem taki spokojny to przespała się ze mną. Bez żadnych zabezpieczeń.
Nie sądziłem, że wyjazd okaże siętaki dobry bo Mari się za mna tak stęskni.
Byłem teraz taki szczęśliwy.
Przeczesując jej włosy palcami, rozmyślałem o naszym związku. Jeszcze nigdy nie czułem nic takiego do dziewczyny. Marika była taka...inna niż te, które poznałem przed nią. Widziałem, że na początku wpadła też w oko Billowi, ale z tego co się orientuję to raczej sobie odpuścił i są na poziomie- friends.
Będąc w Chicago parę razy przez myśl przeszła mi myśl- jak będzie wyglądać moje życie za 5/10 lat? Czy będę z Marika? Czy może ona zostawi mnie? A może będziemy po ślubie? A może przestanę być gwiazdą? Albo wręcz przeciwnie, że odrzucę naszą miłość dla kariery? Ostatnio zaczęło mnie to gnębić. Pierwszy raz w życiu myślałem o przyszłości. Do tej pory miałem to gdzieś. Żyłem teraźniejszością, jakbym zawsze miał być piękny i młody. No piękny zostanę. Ale sława może z czasem przeminąć, a ja mogę zostać na starość sam. Ale czy ja chcę mieć żonę? Czy w ogóle chcę założyć rodzinę? To kompletnie nie pasowałoby do mnie. Jestem Tom Kaulitz. ja żyję z dnia na dzień, nie myśląc co będzie jutro. Mam na wszystko wyj***ne i nie obchodzi mnei nic. Dopóki nie poznałem Schwarzowej moje serce było jak z kamienia. Miłość istaniała dla mnie, owszem- na jedną noc. Ani mi się śnił  związek. Nagle przez myśl przeszło mi, ze może Marika to jednak złudzenie? Być może była czymś zupełnie nieprzemyślanym? A może przeznaczone mi jest być takim dupkiem już zawsze?
-Tom..- mruknęła nagle Marika, ocierając zaspane oczy. -Dlaczego jeszcze nie śpisz? Która godzina?
-Csii...śpij.- pocałowałem ją w czoło-  Śpij kochanie.
Zagryzła delikatnie dolną wargę i spojrzała na mnie spod przymykających się oczy. Była teraz taka urocza i niewinna. Nawet trudno byłoby uwierzyć, że taka bezbronna teraz osóbka mogłaby być taka nerwowa, pyskata i wredna. Cóż, nikt nie jest idealny. ja też wady mam, ale moja zajebistość je przytłacza.
-Tom..-znów zaczęła, podnosząc się-Chodź do łóżka.
Spojrzałem na nią zszokowany. Zwykle to ja jej to proponuję, albo rozumiemy się w tym zakresie bez słów.
-Czy ty... mi teraz... proponujesz...-nie zdążyłem dokończyć bo mi przerwała.
-Nie idioto! - krzyknęła rozbawiona rzucając we mnie poduszką.- Chce spać. Czy ty jesteś aż tak zboczoną świnią i wszystko musisz odbierać jako propozycje?
Podniosłem się z kanapy udając obrażonego. Marika podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję i delikatnie pocałowała.
-Nie mogę się na ciebie obrażać, zła kobieto. Po prostu się nie da.- uśmiechnąłem się szeroko, obejmując ją w talii.
Cieszyłem się, że Marika nawet nie wypytywała co robiliśmy poza planem. Zawsze chodziliśmy do clubu, a wtedy mi się film urywał i nic nie pamiętałem od nadmiaru alkoholu. Ale już dobrze wyczuwałem, że coś było nie tak. Bill mijał mnie łukiem, a gdy zapytałem go o co chodzi mówił- Jeśli zerwiesz z Mariką, nie mam zamiaru nad tym ucierpieć i też ją stracić.
Cholernie się bałem bo nie wiedziałem co jest grane. Musiałem dowiedzieć się, zanim zrobi to Marika.
Położyłem się z nią na łóżku w moim pokoju i poczekałem aż zaśnie.
Po cichu wymknąłem sie z pokoju i poszedłem do Billa. Mój brat siedział z Rose- przyjaciółką Mariki na podłodze i razem o czymś zażarcie rozmawiali. Gdy wszedłem do pokoju, obydwoje spojrzeli na mnie z wrogością w oczach.
-Co jest?- zapytałem, wzdychając.
-Powinieneś wiedzieć.- mruknęła surowo Rose.
-Cholera jasna! Zaraz mnie coś trafi!- syknąłem zły-O co chodzi?! Wszyscy wiedzą tylko nie ja!
-Teraz tak się bronisz? Chodziłeś narąbany w 3 dupy po clubach i pieprzyłeś się z wszystkimi które tylko ci wpadły w ręce. Nie musiałeś się prosić bo same lgnęły. - mruknął Bill. Spojrzałem na nich zdezorientowany. ŻE CO?! Ze niby ja?! To chyba jakieś jaja. Ja bym nigdy jej tego nie zrobił.
-Przestań pieprzyć. - żachnąłem się.- Kocham Marika i nie zrobiłbym jej tego!
-Czego?- usłyszałem za plecami dziewczęcy głos. Odwróciłem się niepewny i spojrzałem na zaspaną Marikę.
-Tom drzesz ryj na cały dom! jak ja mam spać?! Miałeś być ze mną - mruknęła .Spojrzała na swoich przyjaciół.
-Okej kochanie. Idziemy- złapałem ją za rękę, modląc się w głębi, żeby cało wyjść z tej sytuacji.
-Nie- stanęła sztywno w progu- o co chodziło?
-Ale o czym ty mówisz? Jeszcze pewnie śnisz kotku- pocałowałem ją w policzek.
-Bill.- ziewnęła- powiedz mi.
-Nie będę się mieszać.- powiedział czarny wzruszając ramionami.- Nie mam zamiaru stracić przyjaciółki przez idiotyzm mojego braciszka- uśmiechnął się do mnie sztucznie- Tomuś, powiesz jej?
-Czy ja mam powiedzieć?- dodała z takim samym sztucznym uśmiechem Rose.
-Cholera!- zakląłem- Bill, Rose przestańcie pieprzyć! Ja nic takiego nie pamiętam! Nic takiego nie miało miejsca!
Spojrzałem na nich błagalnymi oczami, mimo, że wiedziałem, że znając życie na pewno tak było. Wróciliśmy dopiero dziś a już problemy?
-Marika, to wasza sprawa. Niech Tom robi co uważa za słuszne- powiedział beznamiętnie Bill, zaraz powracając do rozmowy z blondynką. Moja ukochana brunetka spojrzała na mnie z kwaśną miną i fochnięta podreptała do mojego pokoju, zamykając mi drzwi przed nosem.
-Za co?!- krzyknęłam stojąc za drzwiami.

Noc musiałem spędzić w jej pokoju, śpiąc sam. Kto by pomyślał, że Tom Kaulitz będzie miał taki ciężki żywot? Bo ja nie.  Zwlekłem się z łóżka, słysząc krzyki z kuchni. Wcześniej słyszałem z 4 pukania do drzwi, bo noc spędziłem zamknięty.  W samych spodenkach poszedłem do kuchni, zastając tam Billa przytulającego Marikę. Wyglądał, jakby zaraz miał ją pocałować, a ja iałem mu ochote przywalić w tą jego zatapetowaną twarzyczkę.
-Bill- syknąłem groźnie ale zanim zdążyłem dokończyć, zobaczyłem, że Marika płacze. Obok drzwi od kuchni stały jej spakowane rzeczy a Rose uśmiechała się do mnie fałszywym uśmeichem mówiącym- Brawo  Kaulitz.
-Marika co się..- przybliżyłem się do niej, chcąc ją przytulić, gdy nagle odepchnęła mnie.
-Nawet mnie nie dotykaj.- powiedziała oschle, patrząc na mnie z nienawiścią w oczach.
-Ale o co...Bill... ty dupku!-warknąłem na brata. Zapewne musiał jej powiedzieć o Chicago.. Taka była moje pierwsza myśl. Ale zaraz po tym Marika rzuciła we mnie gazetą.
-O to do cholery chodzi! Pieprz się Kaulitz, pieprz! - Bill nie mógł nadążyć z wycieraniem  jej morza łez. Teraz zauważyłem w jej oczach również żal.
Spojrzałem na artykuł, który mi rzuciła. Mhm. Mogłem się spodziewać. Parę fotek moich jak obściskuję się z jakimiś laskami w Chicago. Do tego dość irytujący komentarz do tych zdjęć. W tej chwili żałowałem, że jestem sławnym dzieciakiem. Tak. Dzieciakiem. Czułem się jak dziecko. Pieprzone dziecko, które zgubiło się w zbyt dużym otoczeniu i nie umie sobie poradzić w życiu. Tak własnie się czułem.
-Marika..przepra..
-W dupie mam twoje przepraszam!-złapała walizkę.-Kaulitz... to koniec.
Razem z Rose wyszły z naszego mieszkania. Nawet nie próbowałem ją zatrzymywać.
Brawo, pomyślałem. Zjebałem sprawę.Być może zjebałem też szansę na lepsze życie.
-Nawet nie wiesz jak mi wstyd za ciebie- warknął Bill, wychodząc na spacer.

sobota, 29 sierpnia 2015

25 rozdział

Toriczka powraca <3
________________________


Marika:


Nienawidzę imprez. Nigdy więcej. W sumie teraz już niczego głupiego nie zrobię, skoro ja i Tom jesteśmy razem. Monica też na mnie grozi już, skoro policja ją złapała. Oczywiście obudziłam się w domu Kaulitzów, w obięciach Toma. Wysunęłam się z łóżka by go nie zbudzić i wymknęłam się na palcach z pokoju. Bill siedział w kuchni. Był zaspany i zmęczony.
-Cześć. Gdzie...Rose?- weszłam, ziewając głosno. Czarny był rozczochrany i wyglądał jak pół dupy zza krzaka.
-W moim pokoju- odpowiedział, dopijajac kawe. Oczy co chwile mu się przymykały, jakby zaraz miał zasnąć.
-Jak to w twoim?-wytrzeszczyłam oczy zdziwiona.
-Ja śpię u Toma w pokoju, skoro wy spaliście w twoim..- powiedział- a ona u mnie.
-Co ci? Chory jesteś?- zaśmiałam się z niego. Odstawił kubek po kawie, ale nawet ona mu nie pomagała. Wyglądał okropnie. Musiał mieć potwornego kaca.
-Tak. Kac to okropna choroba zła kobieto. Nie śmiej się.0 westchnął, przecierając zaspane oczy.- Nie spałem bo gadałem z Olivia.
-i Jak?- zapytałam zaciekawiona, biorąc sniadanie.
-Nijak. Ehh.. Kochana moja mogę ci porwać dziś Toma?- zapytał z uśmeiszkiem.
-W sensie?
-Chcemy spędzić cały dzień razem. -usiadł obok mnie i patrzył z nadzieją w tych jego ciemnych oczkach. Nie miałam nic przeciwko temu. Ja mogłabym wtedy pójść gdzieś z Rose, zapoznać ją z Olivia, Maggie i Nathalie. Najpierw jednak musiałam iść do pracy.
Zapanował tam nowy porządek odkąd Monicy stanowisko zajęła nowa dziewczyna.
Wprawdzie nia miałam okazji jeszcze jej poznać osobiście ale już słyszałam negatywne komentarze.Miała na imię Sara i była angielką czystej krwi. Najbardziej irytujące było to, że była arystokratką i wywyższała się nad wszystkich.
Bill przyglądał mi się uważnie, zaciskając palce na kubku.
-Byłbym zapomniał! Szlag!- mruknął niezadowolony- Musimy wyjechać na 2 tygodnie do Chicago. W sensie zespół. Tom również- podkreślił ostatnie zdanie- To o teledysk
-I muszę się spakować?- pokręcił głową przecząco.
-Zostajesz u nas z Rose. Za dużo zwalniasz się z pracy. Chcesz wylecieć?- upomniał mnie, wczuwając się w rolę mamusi która mi zabrania wszystkiego.
-Bill, ja tu nie mieszkam już.- przypomniałam mu. Byłam zła. Mieli zamiar jechać beze mnie? DO Chicago?! Nie, nie ma mowy. Nie ma takiej opcji! To nie wchdozi w grę!
-To, że nei mieszkasz, nie znaczyże nei będziesz.- spojrzał na mnie z błagalnym wzrokiem.- proszę. DopókiRose u nas zostanie.
-Dobra... kiedy wyjeżdżacie?
-Jutro.-powiedział cicho, wiedząc jaka będzie moja reakcja.
-Co?!
-Nie krzycz. Obudzisz Toma- powiedział ze spokojem. Dopiero teraz mi to oznajmia? Kaulitz oszalał. On żartuje chyba.


-Żartujesz?-zapytała Nathalie gdy opowiadałam jej w pracy całą naszą poranną rozmowę. Piłyśmy razem kawę, rozmawiając podczas przerwy. Obawy co do Sary zaczęły się sprawdzać ale co tam. Miałam to gdzieś. Może Monicy stanowisko było przeklęte? Albo to pech?


-Zostawiają mnie na 2 tygodnie- żaliłam się- CHICAGO! Ty rozumiesz? Jadą tam beze mnie. Muszę tam być- powiedziałam załamana. Bałam się pomyśleć co mogą odstawić gdy mnie tam nie będzie.A co jeśli któremuś się coś stanie? Nie ma mowy. Może traktowałam ich jak dzieci...ale właśnie tak się zachowywali. A ja w sumie nie byłam lepsza.
Ale to Chicago!
-Oj nie przesadzaj. Poradzą sobie- westchnęła blondynka- Ja przecież nie jeżdzę z Ede4855
m wszędzie. No i jakoś dajemy radę.
-Ale oni to nie ed! On jest odpowiedzialny. A Oni?
-Marika, posłuchaj...- zaczęła szefowa- słuchaj. Daj im szanse wykazać się. Wcześneij dawali radę.
-No tak ale...- spojrzałam na nią błagalnymi oczami, żeby zaproponowała urlop.
-Nie. Wiem do czego zmierzasz. Nie ma mowy.- wstała z krzesełka- Do pracy się bierz.
Fuknęłam tylko i wróciłam do papierkowej roboty, zerkając na Sarę kłócąca się z Nathalie. Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Sms od Toma.
" Mam nadzieję, że nie jesteś zła o wyjazd"
Nie jestem. Skądże taki pomysł?
"Nie. Nie będę marnować nerwów. Złościć się będę jak odstawicie jakiś cyrk. :)"
Odpisałam a odpowiedz przyszła w mgnieniu oka.
"Marika...://"
"Daj mi spokój. W pracy jestem Kaulitz!"
Odłożyłam telefon a wtedy rozległ się dzwonek. Konkretniej wiedziałam, że dzwoni Tom bo tylko do niego miałam ustawioną piosenkę "I'm with you" Avril Lavigne.
-Czego?!-warknęłam do telefonu- Nie dotarło, że w pracy jestem?! Telegram mam wysłać?!
-Jesteś na mnie zła- powiedział stanowczo smutnym głosem. Westchnęłam głośno.
-Nie, skądże. -powiedziałam łagodnie, próbując nie wybuchnąć i zachować pozorny spokój. - Po prostu jestem w pracy.
-Nigdy nie przeszkadzało ci nawijać w pracy przez telefon z przyjaciółkami albo Billem. A ja to już problem?!- fuknął. Jeszcze chwila i wybuchnę, pomyslalam.
-A ty nie powinieneś się pakować?- powiedziałam, ignorując jego pytanie.
-Jesteś zła. Wiem to. Mnie nie oszukasz Schwarz. Znam cię.
-Po cholerę dzwonisz? warknęłam na niego.-Żeby grać mi na nerwach?!
-Nie mogę zadzwonić do swojej dziewczyny?
-W pracy? Dopiero się widzieliśmy!
-Stęskniłem się-powiedział cicho.
-Ciekawe jak będzie w Chicago.-żachnęłam się. Prychnął w odpwiedzi- Może nie mam ochoty na romozwy? uszanuj to. Może mam zły dzień?
-Albo kaca.- zaśmiał się sztucznie. Wciągnęłam powietrze głeboko.
-Tyle? mogę wracać do pracy? Zadzwoniłeś się kłócić?- powiedziałam na jednym wydechu.
-Porozmawiamy jak wrócisz wieczorem? Rano o 3 wylatujemy.- poinformował mnie.
-Przykro mi, ale nie zamierzam wracać na noc. Idę z dziewczynami na imprezę. Do widzenia. - rozłączyłam się zła. Nathalie podeszła do mnie.
-Ej co jest? Jesteś wręcz czerwona ze złości...Monica dzwoniła?-zaśmiała się
Gorzej-westchnęłam- Tom.
-Oj Riczka. Nie możesz być na niego zła. Jest gwiazdą, to normalne.
Schowałam głowę miedzy dłonie.
-Padnę...Wyjeżdżają o 3 w nocy.- mruknęłam do niej.-Masz plany na dziś wieczór?
-marika, nie wiem co knujesz... ale to nie będzie dobre
-Oj no. Oni jadą to ja też chce imprezy.
 TOM: Marika była zła, a byliśmy razem dosłownie sekunde patrząc na czas jaki się znamy. Czy to moja wina? boże, baby. Bill spakowany siedział oglądając tv. Dochodziła 20. Marika powinna już wrócić, a dodatkowo Rose wyszła gdzieś obrażona. Co ja im zrobiłem? Chociaż tyle, że na Billa też miały focha.
Gdybyśmy tylko mogli je wziąć...Mi samemu ciężko jest wyobrazić sobie 2 tygodnie bez Mariki.
Poszedłem do jej pokoju. Na półce leżał jej pamiętnik. raz go czytałem, więc jak za to do piekła mogę trafić to i tak już za óźno.
"Drogi Pamiętniku.
Przyjechała Rose. Wiem, to pokręcone bo tyle się nie widziałyśmy ale się cholernie cieszę. Dodatkowo ten dzień zaliczam do najlepszych.
Dlaczego?
Ja i Tom jesteśmy razem. Ostatnio szukałam w mojej teczce którą mam u Olivi pewnych rzeczy i natrafiłam się na parę moich piosenek o Tomie. ja pisałam o nim piosenki? To szok.
"Otarłeś moje łzy, odpędziłeś moje lęki, czemu musiałeś odejść?
Czy nie mówiłam Ci, że nie jestem taka jak te dziewczyny, które oddają cale siebie?
Czy myślałeś, że oddam ci się tym razem?Czy uważałeś, że to jest coś co zrobię, a później będę płakać?Nie próbuj mi mówić co robić, nie próbuj mi mówić co mam mówićLepiej będzie jak przestaniesz. "
Skopię Ci tyłek i sprawię, że nigdy tego nie zapomnisz.
Mam zamiar powiedzieć Ci, żebyś przestał, myślałam, że bardzo Cię lubię, ale jestem naprawdę rozczarowana, naprawdę rozczarowana.
Przestań zadręczać moją głowę, wynoś się z mojego łóżka, tak, właśnie to powiedziałam
Czy nie mówiłam Ci, że nie jestem taka
jak te dziewczyny, które zapominają wszystko?"
Spojrzałem zdziwiony na kartę czytając dalej.
"Nie myśl, że to,iż jesteś czarujący oraz fakt , że twoja ręka obejmuje moją szyję pozwoli Ci dobrać się do moich majtek.
Przyglądałem się kartce ze zdziwieniem. Oh, nie sądziłem, że tak o mnie napisze. Ale to przecież stare. Spojrzałem następnie na wpis który musiał pojawić się dziś rano.

"Pamiętniku...

Nie drogi, bo nie mam humoru. Dlaczego? Pf. Z dnia na dzień jestem zła albo happy. Tom i zespół wyjeżdżają beze mnie do Chicago. Beze mnie. Boję się o nich. Co jeśli się pokłócą? Albo któremuś się coś stanie? Albo jeśli Tom... nie! To nie! Nie chcę nawet o tym myśleć! On by mnnie nie zdradził....
Chyba..."
Mruknąłem pod nosem przekleństwo z niedowierzaniem kręcąc głową. Na prawdę myślała, że bym to zrobił?Nawet po pijaku nie tknął bym innej. Nawet gdyby to była Jessica Alba. No... może wtedy bym się wachał. Ale jestem do cholery wierny! Nie zrobiłbym Marice tego. Zresztą, udowodnię jej. Będzie dumna.

Bill:
Przespałem się chwilę. 2 w nocy. Poderwałem się z łóżka zbierając bagaże. Georg i Gustav siedzieli w aucie czekając na mnie. Tom siedział z nimi.
-Chwila! Pożegnam się z mariką!-krzyknąłem podchodząc do auta.
-Serio myślisz że wróciła?Poszła z dziewczynami- mruknął braciszek z niesmakiem, wiercąc się na tynim siedzeniu z słuchawkami w uszach. 
Wpatrywałem się ze smutkiem na niego, pakując się do samochodu. Trudno,bywa. Tak jak ona martwiła się o nas, my baliśmy się o nią. Co jeśli pod naszą nieobecność urządzi imprezę stulecia, na której nie będziemy a będziemy ją mogli zobaczyć na żywo w tv? Albo coś jej się stanie? Albo Monica ucieknie i ją dopadnie? Histeryzowałem jak baba. Czyli robiłem co najlepiej mi wychodzi.
Zasnąłem.
Obudziłem się na miejscu. Przespałem cały dzień. Zbliżała się powoli 7 wieczorem.
-Gdzie chłopaki? zapytałem Toma, siadając na fotelu obok. Wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Za godzinę idziemy na imprezę. Dołączysz?- zapytał, dalej nie odrywając wzroku od tv.
-A co innego mam do roboty?
Westchnąłem wyjmując telefon i wybierając Mariczki numer. 
-Odradzam. Zdecydowanie- powiedział Tom, nareszcie patrząc na mnie.
-Czego?!-syknęła, odbierając po 4 sygnale.
-Tak się będziesz z nami teraz witać?-zapytałem wzdychając głośno.
-Przechodzisz do rzeczy po co dzwonisz czy zawracasz głowę niepotrzebnie?- mruknęła.
-Okej, zapytam. Dom jeszcze stoi?- usłyszałem jej śmiech po drugiej stronie. I to nie złośliwy śmiech obrażonej na cały świat Mariki Schwarz. Tylko śmiech zwyczajnej przyjaciółki.
-Stoi. A zapytam ja: Tom żyje?- zapytała z nutką wachania się w głosie. - Tylko nie mów że pytam.
-Słyszałem cię pani obrażalska!- powiedział Tom głośno, a ja uśmiechnąłem się szeroko bo przez chwilę wszystko było okej.
-Tom żyje, jak słyszysz. No i tęsknimy za tobą.
-Ja za wami też...Kiedy nagrywacie?-zapytała
-Od jutra. Dziś odpoczywamy.
-Dibra chodźcie już- do pokoju wszedł Georg- wiemy gdzie jest club.
-bawicie się beze mnie?- fuknęła Marika- Tom, wypij więcej niż jeden kieliszek a śpisz z Pumbą po powrocie. 
Spojrzał na mnie z urażoną miną.
-Okej kończę. trzymaj się. Zadzwonie jutro o ile dam radę.
Na miejscu Tom od razu odszedł od nas i zniknął w tłumie. Raz dostrzegłem go przy barze w środku imprezy...z jego byłą dziewczyną i jej koleżanką.
Ta, bałem się.




Rozdział 2

Moja siostra Rebecca siedziała od godziny zadowolona, zażarcie z kimś smsując. Gdy wyszła do łazienki wzięłam do ręki jej telefon.
Prychnęłam cicho. Na prawdę uwierzyła, że pisze z Billem Kaultizem? Pustak.
Wpadłam na genialny pomysl. Nim zdążyła przyjść kolejna wiadomość wystukałam do "Billa" sms
Ja: Kaultiz pisz na drugi mój numer bo tu mi się kasa kończy.
Podałam swoj numer podszywając się od siostrę. Odpwiedź przyszła na mój telefon.
Nieznany: A ty pisz na ten.
Becca wróciła i usiadła na sofie. Zadzwonił telefon.
-O matko! To dzwoni Kaultiz- spojrzała na wyświetlacz komórki.

-Taaa...  a do mnie zaraz Tom napisze, wiesz?- mruknęłam poirytowana, że w to wierzy. Odebrała podekstytowana.
-Cześć...Oh,tak...Na prawdę? Jasne! Oczywiście! .... Jutro?! Okej.- gdy rozłączyła się myślałam, że zacznie piszczeć.
-Umówił się ze mną!- opadła zachwycona na łóżko- powiedział, że może to wcale nie przypadek biorąc pod uwagę, że fanka itd.
Westchnęłam.
-Wierzysz w to? W sensie...że to Bill?- zachichotałam nerwowo. Gdyby jednak jej się udało...
-Jego głos. WIesz, że słucham TH 24h. Rozpoznam wszędzie ten głos. To musi być on!!- wrzeszczała radośnie ściskając mnie. - Nie cieszysz się?
-To ty się umawiasz, nie ja. - mruknęłam. Znów przyszedł sms od drugiego numeru "Billa".
2Bill:Mam nadzieję, że w ogóle masz ochotę pisać..
Nie, nie mam, pomyślałam.
Ja: Oczywiście, panie "Kaulitz". Słyszałam, że umówiony jesteś z moją siostrą?
Odpwiedź przyszła w ułamku sekundy
2Bill: Hę?! Ja nie...a chwila.
-Boże, co za debil- mruknęłam do siebie.Becca spojrzała na mnie.
-Ty! Co ty taka nie w humorze? Z kim ty piszesz?- zapytała siadając obok. Wystukałam odpowiedź do "Billa".
Ja: No co? pamięć ci odjęło czy co?
Zerknęła przez ramię.
-No pokaż no...- nalegała.
2Bill: Chwila paniusiu, wiesz to mój brat się z nią umówił.
Chwila. To albo to ja jestem głupia, albo on debil. Moja siostrunia wstała i spojrzała na mnie urażoną miną.
-Ej. masz sekrety- mruknęła, nadymając się jak małe dziecko.- Chociaż powiedz kto to.
Westchnęłam.
-Sama chciałabym teraz wiedzieć.
Ja: Przepraszam, ale już się pogubiłam.
Spojrzałam na zegarek. Minęło południe. W TV leciały wiadomości.
2Bill: Mieszkasz w Magdeburgu? Moglibyśmy się spotkać...czy coś...jeśli chcesz...hm?
Wytrzeszczyłam oczy. No chyba nie. Chyba jakieś jajca. Pierw niby Bill umawia się z moja siostrą a teraz ze mną...w sumie to wygląda na to, że to Tom.
Ja: Mieszkam. Ale nie sądze.żebym miała ochotę się spotkać z nieznajomym.

Rebecca stała patrząc na mnie podejrzliwie.Wyrwała mi w końcu telefon.
-Co?! Tom Kaulitz chce się z tobą umówić, a ty idiotko siedzisz i nie chcesz? Pf.- wystukała coś na moim telefonie i wysłała. Podniosłam się gwałtownie usiłując wyrwać jej swój telefon.
-Oddawaj! Nie będę się umawiać z podrabiańcem- syknęłam, przewracając się na nią, a ona zaś na stolik.
Nagle usłyszałyśmy piknięcie mojego telefonu.
2Bill:Jeśli byś mogła...jutro w parku? Bardzo byłbym wdzięczny gdybyś się zgodziła. Chyba nie masz nic za złe, że umawiasz się z poznanym przypadkowo telefon?
Rebecca wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja ciężko westchnęłam.

___________________________________
1 rozdział był pisany przez JUlkę, a teraz ja zademonstrowałam wam swoje wypociny. Chciałam coś dłuższego, ale nie mam weny ;-;
Dziś wstawie Torike, o ile ktokolwiek pamięta :v

piątek, 28 sierpnia 2015

Pierwszy rozdział opow z Julka już dodaje, a jutro dodam rozdział napisany przezemnie
_______



Siedziałam jak zwykle na łóżku, czekając aż Marc przyjdzie z naszą pizzą. Ciszę przerwały wibracje mojego telefonu. Odblokowałam urządzenie i otworzyłam wiadomość od nieznajomego numeru. Nieznany: kaulitz jak przyjdziesz to odkusz w pokoju bo mama sie wkurzy Moje oczy momentalnie rozszerzyły mi się do ogromnej wielkości. Czy ten "ktoś", kto do mnie napisał pisał coś do któregoś z Kaulitzów? Postanowiłam grzecznie odpisać, tak aby nie zaszło nieporozumienie, chociaż moje serce waliło jak przejęte. Ja: Przepraszam? Zaszło chyba nieporozumienie. Nacisnęłam przycisk "wyślij" i usłyszałam głośny trzask z dołu. Szybko założyłam kapcie i pobiegłam na dół. Była tam w salonie moja siostra z dwoma szklankami soku. No, już jedną szklanką, bo jedna była rozbita na ziemi. Mimowolnie parsknęłam śmiechem i poszłam do kuchni po miotłę i szmatę, i zaczęłam wycierać. Po skończonej robocie nalałam sobie ponownie soku do innej szklanki. Razem z siostrą poszłyśmy do naszego pokoju. Odłożyłam szklankę i talerz z pizzą i usiadłam wygodnie na łóżku. Wzięłam do ręki szarego iPhona i odczytałam wiadomości, które przybyły. Wszystkie od nieznanego numeru. Nieznany: tom wez sie ogarnij i nie swiruj mi tu idz odkuszyc Nieznany: tom? Nieznany: o ty chuju jak przyjdzierz to ci jaja urwe Tom? Czy ktoś, ktokolwiek to jest naprawdę pisze do Toma Kaulitza? Uśmiechnęłam się na tą myśl, i znowu zajęłam się odpisywaniem na dosyć zabawne odpowiedzi. Ja: Ale to na prawdę nie Tom! Mogę wiedzieć, kto pisze? Wysłałam tą krótką wiadomość, po czym poszłam do salonu, bo Marc zaczęła rozmawiać ze swoją przyjaciółką, a ja nie chciałam tego słuchać, bo wiedziałam że jej przeszkadzam. Marc była moją bliźniaczką dwujajową. Zawsze się świetnie dogadywałyśmy, nawet jak miałyśmy po kilka lat. Aktualnie mamy 17. Nasi rodzice wyjechali na roczną delegacje, a my zostałyśmy same w domu, bo rodzice nam "ufali", i wierzyli, że nic nie zrobimy. Zostało jeszcze 6 miesięcy do ich przyjazdu. Za razie tylko Marc była zlana w trzy dupy. Ja wytrzymuje. Kogo ty chcesz okłamać, Reb. Jak już wygodnie ułożyłam się na kanapie, znowu dostałam wiadomość. Nieznany: przepraszam to pomylka Ja: No ja przecież wiem, bo Tomem nie jestem. Nieznany: no co ty nie powiesz

Prolog

Zapowiadałam już nowe opowiadanko o Kaulitzach. I oto jest. Prolog który miał być rozdziałem pierwszym. Prawidłowo to w edytowanych mam go już od miesiąca, ale całkowicie zapomniałam. Okej. To teraz czytać i komentować czy prowadzić go dalej :v
Jutro wstawie:
- 1 rozdział opow. pisanego z Julką
- 25 rozdział Toriczki
______

Powoli zbliżał się nowy rok szkolny. Bill i Tom zrobili sobie małą przerwę od muzyki, do których zmusiła ich rodzicielka Simone.
-Nie skończyliście szkoły. Możecie teraz odpocząć od kariery zajmując się nauką.- powiedziała, patrząc na naburmuszonych synów. Czarnowłosy westchnął.
-Mamuś, rozmawialiśmy o tym już tyle razy. Ciągniesz ten temat od tylu miesięcy. Czy to takie ważne? Zarabiamy już, więc szkoła nam niepotrzebna. - mruknął pod nosem, patrząc na brata i czekając na jego głos. Tom wzruszył ramionami.
-Mi obojetne. Szkoła nie jest taka zła- uśmiechnął się- oprócz upierdliwych nauczycieli, wkurzających kujonów, sprawdzianów i złych ocen są też pozytywne rzeczy. -rzekł Tom, przypominając sobie dawne lata. Bill pokręcił znudzony głową.
-Dla ciebie cheelederki i dziewczyny w spódniczkach są super. No i świetni kumple- mruknął Bill, zły na brata. Spojrzał z nadzieją na matkę, a ta tylko głęboko westchnęła.
-Nie. Ustalone. Wracacie do szkoły.- powiedziała stanowczo- Bez marudzenia.
Opuściła pokój bliźniaków. Tom poklepał brata po plecach pocieszająco.
- Nie będzie tak źle- powiedział, obejmując bliźniaka mocno. - Wiem, że się boisz. Może twój make-up mogą sprawić problemy w przystosowaniu się do towarzystwa no ale... pomogę ci. Na zawsze razem braciszku.
***

-Skoro mamy kontynuować szkołe, nasi koledzy z klasy będą trochę młodsi. Mi to odpowiada- zaśmiał się Tom przekraczając próg szkoły. Szedłem obok niego zamyślony, co będzie w środku. bałem się, że powrócą stare czasy w szkole kiedy to nie miałem za wielu kolegów, o koleżankach nie mówiąc- w przeciwieństwie do brata. W prawdzie mówiąc gdy znalazłem dziewczynę, to umiałem ją szanować bardziej niż Tom, ale od ukończenia szkoły nie spotykałem się już z żadną. Zapomniałem jak to jest się zakochać.
Dziewczyny ze szkoły najczęściej mnie ignorowały, wolały Toma który zawsze był w centrum uwagi. One szufladkowały go do kategorii "Ciacho", "Seksbomba", a zazdrośni chłopaki, lub ci którzy go po prostu nie znosili do kategorii " Dupek" "Macho" .  Dlatego Starszy brat miał lepsze wspomnienia.
Dopiero niedawno rozpoczęliśmy karierę, więc liczyliśmy się z tym, że raczej nie będziemy rozpoznawalni w takim malutkim miasteczku. Tom zresztą nie był tak charakterystyczny jak ja. Dlatego odmówiłem sobie makijażu.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły poczułem na sobie nieprzyjemne spojrzenia.Czyłem się spięty i nie miałem ochoty tu chodzić. Chciałem wrócić do domu. Teraz.
Kątem oka zobaczyłem dziewczyny wzdychające na widok dreada, wpatrywały się w niego jak w zaczarowanego. Usłyszałem też pare chichotów w swoją stronę i uszczypliwych komentarzy.
Wszedłem do klasy, siadając w ostatniej ławce przy oknie.Moj brat biegał po klasie witając chłopaków. Niektórzy z klasy zaczęli ze mnie drwić.  Gdy już wszyscy byli pochłonięci rozmowami, zacząłem przyglądać się każdemu po kolei.
Ujrzałem jedną sztuczną blondynę i jej 3 towarzyszki, parkę dogryzających innym dziewczyn, dwóch chamskich chłopaków i pare przygłupawych, cisnących po mnie Na końcu klasy siedziała dziewczyna. Przeciętna. Jednak coś w niej było innego. Coś nie pozwoliło mi patrzeć na nią tak, jak na tamte. Wyglądała na przygnębioną. Mimo wszystko, poprzez zła opinie o nowej klasie, wolałem jej nie zaczepiać.
Do klasy weszła wychowawczyni, która miała zacząć z nami fizykę. Podeszła do Toma, który szukał mnie wzrokiem, uśmiechając się do niego szeroko.
-Twoja mama prosiła, żebym posadziła cię w pierwszej ławce przede mną. Tak tylko, żebyś nie rozrabiał.
Tom przeleciał ją wzrokiem, patrząc na jej granatowo czarne włosy i pełne usta, długie zgrabne nogi a na koniec zatrzymując wzrok na dekoldzie. Wyglądała na dość młodą, w podobnym do nas wieku. Trudno było nie zauważyć, że pożerała mojego brata wzrokiem, a ten posłusznie usiadł w ławce, pozwalając na prowadzenie lekcji.

Oneshot- Ja nadal cię kocham...

Cześć. Mam na imię Caroline i dziś są moje 18 urodziny. Przed miesiącem moja "rodzina" oznajmiła mi, że jestem adoptowana. Dziś mam poznać swoich prawdziwych rodziców i brata.
Weszłam na sale gdzie wszystko było już przygotowane. Znudzona, w uszach miałam słuchawki a w nich leciało BMTH. Spojrzałam na gości. Moja dotychczasowa rodzina stała pośrodku, a obok nich zupełnie nieznajomi mi ludzie. No nie do kńca. Spojrzałam przerażona na młodego chłopaka którego znałam doskonale. Przede mna stał Jordan Fish z Bring Me the Horizon.
-Co tu sie...?-wydukałam,a starsza kobieta podbiegła do mnie przytulając mnie.
-Kim pani jest?- zapytałam patrząc podejrzliwie. Uśmeichnęła się ciepło, a rumience oblały jej postarzałą już twarz.
-To twoja prawdziwa rodzicielka- powiedziała Simone moja przybrana mama. Spojrzałam jeszcze raz na kobiete. Wyglądała już dość staro, jednak nadal była w dobrej formie. Blond włosy - które jak obstawiałam były farbowane-  związane miała kok.
-Mam na imie Blair, a to mój mąż Joseph. - przedstawiła- a to mój syn Jordan.
Uścisnęłam dłoń starszego mężczyzny, a potem chłopaka. Ten obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
Nie mogłam wprost uwierzyć, że to moja prawdziwa rodzina? Dlaczego mnie w ogóle zostawili?!
Wszystko po krótkim czasie się wyjaśniło. Przy stole siedząc, Blair wyznała, że mój brat ma zamiar zabrać mnie w trasę koncertową.

Ta... Wszystko szło świetnie. Nie czułam się dobrze z tym, że to moja rodzina, ale może nie będzie źle- myślałam. Nadszedł ten dzień, gdy Jordan ruszył z chłopakami w trasę. Dosłownie odliczałam do tego momentu dni. Chłopcy byli bardzo zdziwieni moim widokiem, jednak Jordan szybko wyjaśnił im o co chodzi. Nie chciałam być problemem.
Szybko przywykłam do ich nocnego trybu życia. Koncerty i ta trasa okazały się być dla mnie niezłym wyzwaniem, ale zarówno doświadczeniem. Mówiąc o doświadczeniu to mam na myśli wiele rzeczy. Min. doświadczenie miłosne. A skoro o tym mowa.. najwięcej czasu spędzałam z Oliverem. No właśnie... on poznał mnie lepiej niż mój własny brat. Mój idol, którego tak bardzo niegdyś szanowałam stał się zaufanym przyjacielem. Do czasu...
Pewnego dnia, Oliver zapukał do mojego pokoju, gdy wszyscy jeszcze spali.
-Mogę na chwilę?- zapytał, przeczesując palcami swoje gęste, ciemne włosy.
-Jasne. I tak już nie śpię.- westchnęłam z uśmeichem. Oczekiwałam kolejnej normalnej rozmowy... gdy nagle Oliver przytulił mnie.
-Co jest?
-Musze ci coś powiedzieć.
Stanęłam jak wryta. Te słowa mną wstrząsnęły.

Gdy ja i Oliver zaczęliśmy się umawiać, Jordan był niemiłosiernie zadowolony, że tak bardzo nam się powodzi.Czułam, że w 18 urodziny spełniły się moje najskrytsze marzenia. Bałam się jednak, że jego uczucia są chwilowe.

Minął rok. Nasz rocznica. Mieliśmy spędzić ją razem, we dwoje, sami. Oliver wolał jednak spędzić ją na imprezie, w pobliskim clubie. Znudzona przyszłam do domu po 3 godzinach, zostawiając go samego. To był błąd który kosztował mnie bardzo wiele.
Jedna chwila a mój świat znów się zawalił.


Oliver przyszedł do domu nad ranem i  nawalony. Miesiąc temu postanowiliśmy, że będziemy mieszkać razem. Żyło nam się cudownie. Kłóciliśmy się i to dość często. Były to jednak drobne sprzeczki i wszystko po chwili wracało do normy. A wtedy Sykes przekroczył linię.
Zaczęło się niewinnie, delikatna awantura o to, że za dużo wypił. Nie wiedział już sam co mówi.
-Oliver, dupku! Czy ty nie masz umiaru?!- wrzasnęłam na niego.
-Zamknij się, szmato- mruknął pod nosem. Zabolało. Nigdy się do mnie nie zwrócił, nawet po pijaku. Łzy stanęły mi w oczach. Siadł na kanapie i zaczął smsowac z kimś uśmiechnięty od ucha do ucha.
Fuknęłam na niego tylko, siadając na fotelu i zwijając się w kłębek.
Wtedy miałam nadzieję, że wszystko jeszcze może jakoś znów minie jak zwykle. Za to okazało się, że nasza pierwsza rocznica była ostatnią.
Oliver zostawił telefon i poszedł do drzwi, gdzie stał mój brat Jordan. Złapałam jego telefon, przeglądając sms. Wiem, to nie w porządku ale... byłam ciekawa dlaczego po takiej kłótni jest uśmeichnięty. Kto nagle wywołuje u niego uśmiech?
Pisał z dziewczyną Jordana. Może i pisali niezbyt przyzwoicie ale nie było widać, żeby była to jakaś większa znajomość. Pozatym, chyba nie byłby taka świnią żeby odebrac kumplowi dziewczynę biorąc pod uwagę, że jeszcze ma mnie? No właśnie... jeszcze.
Podeszłam do drzwi prowadzących do korytarza. Oliver stał w drzwiach wyjściowych, a Jordan mókł w deszczu stojąc za progiem.
Kłócili się.
 -Jordan! Daj spokój! To nic takiego!-żachnął się Oliver. Jordan miał pięści mocno zaciśnięte i zgrzytał zębami.
-Nic takiego?!  Mam nadzieję do cholery, że to nic takiego! -syknął- Poza tym, jesteś schlany w trzy dupy! I I że cie moja siostra do mieszkania w takim stanie wpuściła?!
Sykes prychnął śmiechem kręcąc głową rozbawiony.
- Pokłóciliście się?- zapytał.
Odwróciłam się napięcie, nie chcąc mysleć o dzisiejszym dniu.
Później żałowałam, że nie posłuchałam rozmowy do końca.

Dwa dni potem zadzwonił do mnie Jordan pytając czy Sykes jest w domu. Za ok 10 minut zjawił się pod drzwiami.Otworzyłam oczywiście ja pytając co się stało. Jordan nie chciał wyjaśniać, ale był zły.
-Oliver! Chodź tu!- zawołałam. Od tamtej kłótni nie odezwałam się do niego słowem. Czasem próbował zagadywać, przepraszać ale miałam to gdzieś. Chciałam czasu.
Oliver zszedł po schodach i stanął jak wryty na widok Jordana. Uśmeichnął się szeroko. Podszedł do niego, a ja cofnęłam się w głąb korytarza idąc do kuchni. Zanim jednak zdążyłam przekroczyć próg usłyszałam odgłos łamanej kości i odgłos upadku. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam, że Oliver leży rpzy ścianie, trzymając się mocno obiema dłoniami nosa który gwałtownie krwawił.
-Oszalałeś?- rzuciłam w strone brata, nie myśląc, że przecież musiał mieć powód. Już chciałam do niego podejśc gdy Jordan złapał mnie za nadgarstek.
-Nawet nie próbuj. - powiedział z powagą.- A... rozumiem, że o niczym nie wiesz?
Spojrzałam na niego pytająco. Zanim jednak zdążyłam usłyszeć odpowiedź, Oliver podniósł się na nogi i zasłonił mnie swoim ciałem.
-Wynoś się- wycedził przez zęby.
-Bez Caroline się nie ruszę.- odepchnął go gwałtownie.
-Chwila do cholery!- wrzasnęłam na cały głos- Wyjaśni mi ktoś o co chodzi?!
Wtedy stracił mnie na zawsze. Jordan nie musiał dużo mówić. Wystarczy, że powiedział te 2 słowa. Ja więcej nie musiałam wiedzieć.
-Zdradził cię.- powiedzieł ściszonym, ledwo słyszalnym głosem- Z moją Stephanie.
Odwróciłam się i spojrzałam w oczy Oliverowi. Był to dosłownie ułamek sekundy a moje serce pękło milion malutkich kawałeczków, których nie dam rady nigdy skleić. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nigdy nie czułm gorszego bólu.
Mimo wszystko z moich oczu nie spłynęła wtedy ani jedna łza. To wszystko trwało dla mnie całą wieczność. Wycelowałam Oliverowi ostre uderzenie w policzek i pognałam do pokoju bez słowa, pakując się.
-Caro!- zaczął pukać do drzwi- Jezu! Caro! Daj mi to wyjaśnić!
Otworzyłam drzwi, miejąc w reku walizke z najpotrzebniejszymi rzeczami.
-Co tu do tłumaczenia? Nie rozumiesz? To koniec. - syknęłam przepychając się obok niego i zbiegając w strone wyjścia po schodach.
-Kurwa-zaklnął Oliver biegnąc za mną. Złapał mnie w ramiona, a ja z oddali usłyszałam śmeich Jordana.
-Nie waż się tykać mojej siostry- odepchnął go i zabrał mnie.

To tyle- tak myślałam sobie.- To tyle mojego szcześcia. Mijały lata. Jordan odszedł z zespołu, a na jego miejsce przyszedł jakiś nowy. Zresztą, nie interesowało mnie to. Nie miałam kontaktu z Sykesem od pięciu lat. Od tamtej rocznicy...
Która do pewnego dnia wydawała się być już tą ostatnią.

Moje życie jeszcze bardziej legło w gruzach gdy Jordan- moj brat, a zarazem najlepszy przyjaciel- miał wypadek. Jechał nowym autem z pobliskiego sklepu. Była wtedy zima. Drogi były prawie jak szklanki.
Jordan zawsze lubił ostrą jazdę i ekstremalne warunki.
Tego ostatniego ranka gdy go widziałam ostrzegałam go żeby uważał....

Nie posłuchał....

Jordan zginął w wypadku samochodowym z tirem. Płakałam wtedy jak bóbr. Chciałam odejść razem z nim, bo to on potrafił się mną opiekować. Zastępował mi wszystkich. A teraz? Nie miałam już na kim polegac.

W dniu pogrzebu nie byłam w stanie patrzeć na oczy. Cały czas widziałam tylko swoje łzy. Wodospad łez.

Stałam na boku gdy ksiądz chował go na cmentarzu. Wtedy ujrzałam osobę, która była ostatnią którą miałam teraz ochotę widzieć.
Widział moje łzy, moje cierpienie. Wiedział ile Jordan dla mnie znaczył. Podszedł.
Nie próbował przepraszać, przypominać tamten dzień.
Po prostu mnie przytulił.
Na jego policzku zobaczyłam łzy.
-Wiem, że nie było między mną a nim teraz najlepiej... Mimo wszystko wiesz, że wcześniej byliśmy dobrymi przyjaciółmi- wyszeptał, ścierając ją z policzka szybko.

Tragedia, która przywróciła moje życie do porządku...

Nie musieliśmy przywracać złych wspomnień. Oliver wiedział dobrze, że nie załatwi tego zwykłym przepraszam. Wiedział, że to był cios prosto w serce. On to po prostu czuł.

Mimo wszystko pozwoliłam mu odnowić przyjaźń.

Pozwolił mi żyć dalej, nie zostając przy dniu kiedy Jordan odszedł. Próbował wszystko wynagrodzić.

W końcu....
Zaprosił mnie do parku. To był tak spontaniczny spacer w nocy.
-Caro..- wyszeptał przytulając mnie do siebie mocno- Ja nadal cię kocham. -łzy napłynęły mi do oczu- Kocham i będę kochał. Nie potrafię tego zmienić. Widzisz? Minęło 5 lat. Ale nic sie nie zmieniło w moich uczuciach. Tamtej nocy...- zaczął przypominać.- To był bład. Nie będę wciskał ci kitu, że to nie moja wina, że nie chciałem, że pijany czy cokolwiek równie głupiego. Wiedziałem co robię, ale teraz tego żałuję. Straciłem 2 ważne osoby w życiu, przez jedną psuzczalską sukę.
Nic nie musiałam mówić.
Ta chwila....
Pragnęłam żeby trwała wiecznie.
Wtedy mnie pocałował...
A ja zakochałam się w nim na nowo....


_____________________________________


Masz Madziu shot o tobie i Oliverze. Wiem, może być taki... bylejaki ale jest XDD Mam nadzieję że źle nie jest :v





wtorek, 18 sierpnia 2015

Oneshot 1 - Po moim trupie

Jestem Nathalie. Mam 16 lat i jak dotąd moje życie było...cóż- beznadziejne. Fałszywi przyjaciele, kiepskie oceny, nie miałam chłopaka, w szkole mnie gnębili. Miałam siebie dość. Ciągle powtarzałam sobie- będzie lepiej, na pewno kiedyś przyjdzie ten dzień, kiedy twoje życie odmieni się o 180 stopni. Może się w sumie wtedy nie myliłam. Sądziłam, że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy pokaże ludziom, że jestem od nich lepsza. Nie udaje nikogo, jak oni. Jestem sobą i za to mnie nienawidzą. Bo nie jestem taka jakby chcieli. Planowałam sobie, że miłość jest mi zbędna.Przeżyje bez tego jedynego. Myliłam się.

Pewnego dnia można powiedzieć, że znów odwiedził mnie mój przyjaciel - Pech.  Miałam wypadek. Trafiłam do szpitala, na ładny czas. Przez pierwsze pare dni nie orientowałam się nawet kto mnie odwiedzał. Piątego dnia do mojej sali przywieziono też rudowłosego chłopaka. Wiedziałam, że skąd go kojarzę.
Gdy następnego dnia, moje siły były wystarczające żebym mogła cokolwiek powiedzieć.
-Cześć. Jestem Nathalie...- odezwałam się cicho. Chłopak spojrzał w moją stronę z lekkim uśmiechem.
-Jestem Ed.- Ed... znałam to imie....

I should ink my skin with your name
And take my passport out againjust replace itSee I could do without a tanOn my left hand,Where my fourth finger meets my knuckleAnd I should run you a hot bathFill it up with bubbles


Gdy przez kolejne dni poznawaliśmy się bliżej, nadal nie dowiedziałam się skąd go kojarze. Na moje nieszczęście lekarz stwierdził częściowy zanik pamięci. 
-Wydaje mi się, że cię znam. Nie wiem jednak skąd.- powiedziałam w końcu, spoglądając na niego.
- Może z Tv? Na prawdę nie znasz Eda Sheerana? - zaśmiał się cicho- Muzyk. 
-Coś kojarze. ...- olśniło mnie. Przecież byłam jego fanką. Przez wypadek kompletnie zapomniałam... Spojrzałam na niego uśmiechnięta. 
Dni mijały. Lubiłam słuchać muzyka rudego gdy miałam złe dni. Nigdy nie sądziłam jednak, że mogę się z nim tak zaprzyjaźnić.
Powrót do rzeczywistości nadszedł szybciej niż myślałam.
Musiałam opuścić szpital. Ed spał, więc lekko uścisnęłam jego dłoń i wyszłam z sali. 
Powrót do szkoły sprawił, że chwile z Sheeranem odeszły w zapomnienie. 
'Cause maybe you're loveable
Maybe you're my snowflake
And your eyes turn from green to gray
And in the winter I'll hold you in a cold place
And you should never cut your hair
'Cause I love the way you flick it off your shoulder



*WAKACJE TEGO SAMEGO ROKU*

Moja rodzina wyjechała na wakacje w Alpy. Nie chciałam im towarzyszyć. Zostałam sama, czasem odwiedzała mnie zatrudniona przez rodziców Niańka. Dni ciągnęły się w nieskończoność. Godzinami siadywałam nad jeziorem i gapiłam się w tafle wody.
Pewnego dnia obok mnie upadł zmęczony chłopak. Rude włosy....
-Co ci jest? - podbiegłam do niego, patrząc na jego rany. Chłopak ciężko dyszał, a włosy przysłaniały mu twarz.
-Nic mi nie jest.- powiedział ciężko, próbując się podnieść.
Wtedy nasz wzrok się spotkał.
-To ty... - wyszeptał, dotykając mojej dłoni- tych oczu nigdy bym nie zapomniał...
-Ed...
-Nathalie.- uśmeichnął się kwaśno przyciskając mnie do siebie. 


And you will never know
Just how beautiful you are to me
But maybe I'm just in love
When you wake me up



Nadal mnie pamiętał? To tylko pare dni w szpitalu...Fakt, że dużo o sobie mu powiedziałam, a on mi, ale...
-Co się stało?- zapytałam- Jesteś ranny.
-Pamiętasz jak mówiłem ci o swojej dziewczynie, Jess? zapytał.- Zerwaliśmy, a ona wściekła mnie teraz prześladuje.
Spojrzał na swoje rany. 
Rozmawiając dalej, poszliśmy do mojego domu. Opatrzyłam rany i pozwoliłam odpocząć Sheeranowi na kanapie. 
Od tej pory moje życie nabrało sensu. Zaprzyjaźniliśmy się. Zaczęliśmy spędzać ze sobą czas. Dni płynęły szybko jak sekundy. Cieszyłam się każdą chwilą z nim.
Nie obyło się też bez starć z jego byłą- Jess. Zaczynałam się jej bać, bo parę razy groziła rownież mnie. 
And would you ever feel guilty if you did the same to me
Could you make me a cup of tea
To open my eyes in the right way
And I know you love Shrek
'Cause we've watched it 12 times
And maybe we're hoping for a fairytale too
And if your DVD breaks today
You should've got a VCR
'Cause I've never owned a blue ray, true say


W końcu nastał dzień, który był darem od Boga. Myślałam wtedy, że ten ciągły Pech się opłacał, skoro moja nagroda jest 100 razy lepsza. Że wypadek i pobyt w szpitalu były cudowne. Ja i Ed zostaliśmy parą. Zakochaliśmy się w sobie i nie mogliśmy już nic poradzić. Czułam się jak największa szczęściara. 
- Nathalie, zapamiętaj jedno- powiedział Ed, gdy Jess wpadła w szał, gdy dowiedziała się o nas- Nie pozwole by ci cokolwiek zrobiła. Po moim trupie cię dotknie. 
W tej chwili jego słowa brzmiały jak żart.

And you will never know
Just how beautiful you are to me
But maybe I'm just in love
When you wake me up


Do czasu....
Jess była zdesperowana. Kochała Eda do szaleństwa. Nie do końca przemyślała swoje działania. 
Wzięła pistolet i pognała pod moj dom. Ja i Ed wychodziliśmy właśnie na wieczorny spacer wokół jeziora. 
-Ed. Kocham cię!-krzyknęła celując we mnie. I strzeliła. 
Czas się zatrzymał. Ed spojrzał na mnie przerażony i przez chwile nic nie widziałam. Dopiero po chwili zorientowałam się co się stało. Nie widziałam nic, bo moj rudzielec zasłonił mnie własnym ciałem. 
Spojrzałam zszokowana na Jess, które zaczęły lecieć łzy. Potem na Eda.
-Ed!- krzyknęła, przytulając go. Trafiła w samo serce. - Suko! Co zrobiłaś?!- krzyknęłam do blondyny.
-To twoja wina!- warknęła, ocierając łzy.- Ed! Kochanie! Nie odchodź!Bądź silny.
-Zamknij się! _ syknęłam ostro- Ed... prosze, zostań. Wytrzymasz- płakałam. Obraz rozmazywały mi mój własny wodospad łez.
-Nathalie..Pamiętaj...Po moim trupie.- powiedział, usmiechając się- Kocham cię.
Wyszeptał ostatnie słowa tak cicho, że ledwie je usłyszałam. Zamknął oczy. Myślałam, że mój świat się wtedy skończył. Myślałam, że lada chwila dołącze do niego, bo Jess zaraz mnie zabije. A co? Popełniła na moich oczach samobójstwo.

And I think you hate the smell of smoke
You always try to get me to stop
But you drink as much as me
And I get drunk a lot
So I take you to the beach
And walk along the sand
And I'll make you a heart pendant
With a pebble held in my hand
And I'll carve it like this necklace
So the heart falls where your chest is
Now a piece of me is a piece of the beach
And it falls just where it needs to be
And rests peacefully
So you just need to breathe to feel my heart against yours now
Against yours now
Maybe I'm just in love when you wake me up
Maybe I'm just in love when you wake me up
Maybe I fell in love when you woke me up




** 5 lat później**

Po stracie Eda nie potrafiłam dojść do siebie. Próby samobójcze, okaleczanie się, wizyty u psychologa nic nie pomagały. Musiałam w końcu żyć dalej. Wybrałam jednak droge, jakiej nie planowałam. Zostałam zakonnica. Resztę życia chciałam poświęcić Bogu, dziekując za ten dar jaki otrzymałam. Za Eda. 
Wiedziałam, że nie muszę płakać, że odszedł. Niedługo znów go spotkam. 

___________________________________

Natka myślała, że shota napisałam już dawno, a tak na serio pisałam go teraz na spontana. Wiem, krótki. Wiem, zamulony.
ALe jest!!! 
Miłego czytania :'D 


czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 24

Marika:
Obudziłam się w białej sali. Szpital. Nie pamiętałam co zdarzyło się, z jakich powodów tu jestem.
Na łóżku obok leżał chłopak z dredami. Tom.
Do sali weszła sympatyczna dziewczyna.. skąd ja ją kojarzyłaam? Długie blond włosy, nieskazitelna cera, hollywoodzki uśmiech, drobna postawa. Przyjrzałam się jej dokładnie.
- Marika!- podbiegła do mojego łóżka- Tak wiele tu przeszłaś. Pamiętasz mnie w ogóle? - zapytała, a ja przymrużyłam oczy, próbując wygrzebać z mojej pamięci jej imie. Nie. Kojarzyłam ją, ale....
-To ja! Rose!- Tak! Rose! Moja przyjaciółka. Znaczy... przyjaźniłyśmy się, zanim z Michaelem uciekliśmy do Niemiec. Co ona tutaj robi? jak mnie znalazła?
-O Boże... Rose! - przytuliłam dziewczynę mocno, bardzo szczęśliwa. Tom obudzony wrzaskami, kręcił głową po łóżku, z zamkniętymi oczami. Blondyna przyjrzała mu się uważnie, patrząc na mnie pytająco. Cóż, nie znała zapewne Tokio Hotel, albo dlatego, że dread wyglądał teraz jak półdupy zza krzaka, bez opasek i czapek z rozpuzczonymi dredami go nie poznała.
-To kolega. Tom Kaulitz. Kojarzysz? Gitarzysta..- zaczęłam, ale przerwała mi.
-Oczywiście, że wiem kto to. Tylko dziwie się, co robisz tu razem z nim. Boże, Marika musisz mi opowiedzieć cu tu się działo!- powiedziała z wielkim uśmeichem.
-A ty musisz mi wytłumaczyć skąd żeś się urwała.

Gdy lekarz stwierdził, że ze mną wszystko już okej dał mi wypis. Tom wprawdzie nie był w najlepszym stanie, jednak już mu nic nie groziło, więc lekarz po namowach również pozwolił mu opuścić szpital. Gdy dowiedziałam się, że Rose dowiedziała się od Michael, że jestem w Niemczech i przyjechała tu. Sama jeszcze nie wiedziała ile tu zostanie, ale skoro mi tu życie się "ułożyło" to też chciała tu mieszkać.  Bill zaproponował jej nocowanie u nich. Nie mogłam jednak pozwolić, żeby Tom ją wykorzystał, czy coś. Musiałam również spać u Kaulitzów, co było dla mnie sporym wyzwaniem.
-Wiesz, skoro chcesz to mogłabyś zostać u nas dłużej- powiedział Tom, wiedząc, że razem z nią zostane i ja. Nim moja towarzyszka zdążyła się zgodzić zaprzeczyłam.
-Nie. Rose będzie zmęczona wami. - powiedziałam, ale ona tylko spojrzała na mnie gniewnie. Oczywiście, że żadna dziewczyna nie odmówiłaby nigdy zostania z Kaulitzami.
- Zostanę z chęcia. Mariczka no...- spojrzała błagalnym wzrokiem- Chyba, że zabierzesz mnie na noc do Lamberta to okej, mogę u nich nie spać.
Zachichotałyśmy a czarny spojrzał na nas.
-Lubisz Lamberta? To mój dobry i bliski kumpel. Mógłbym was zapoznać.- powiedział, wzruszając ramionami na widok rozszczęśliwionej Rose.
-Jezu, nie sądziłam, że w Niemczech spełniają się marzenia- powiedziała przytulając mnie- Nic dziwnego, że uciekłaś.
Oczywiście Bill zafastynował sobą moja przyjaciółkę, przez co siedzieli razem do późna w nocy. Ja poszłam do swojego starego pokoju, kładąć się na łóżku.
-Czemu nie wrócisz? - powiedział Tom, zjawiając się ni stą, ni zowąd, siadając na rogu.
-Dziękuję za uratowanie mnie, mój rycerzu. - powiedziałam, ignorując pytanie i uśmiechając się. Dread dotknął moich włosów, bawiąc się nimi. To było takie relaksujące. Podniosłam się, przytulając do niego.
-Na mnie zawsze możesz liczyć. - wyszeptał, całując mnie w czubek głowy. Łzy napłynęły mi do oczu. On ryzykował własne zdrowie. Własne życie.
Spojrzał mi w oczy.
-Kaulitz, cholera...- mruknęłam pod nosem. To było takie... nigdy nie czułam takiej bliskości drugego człowieka. Mogłam sprawić, że faktycznie mogło mu się coś stać. Byłam winna prawie wszystkiemu. Kłótniom między nimi, stanem Toma.. Wszystkiemu.  Odsunęłam się delikatnie, na co złapał mnie, przysunął i pocałował.
Nienawidze go, bo go kocham i nienawidzę.

Bill:

Przyjaciółka Mariki okazała się na prawdę świetną dziewczyną. Wbrew moim przypuszczeniom z powodu pechowego koloru włosów, była rozsądna, zabawna i taka miła. Lubiłem uszczęśliwiać dobrych ludzi, więc z chęcią zadzwoniłem do Adama, który jak się okazało organizował impreże. W sumie miałem dość imprez, bo męczyły mnei potem te zagadki typu" Co robiłem tamtej nocy?""Czy do niczego nie doszło?". No ale trudno było odmówić. Poinformowałem Georga i Gustava i poszłem razem z blondyną do pokoju w którym nocowała Marika.
Ona i Tom leżeli na łóżku w ubraniach, wtuleni w siebie i spali. Dość uroczy widok, biorąc pod uwage ostatnie zdarzenia. Musiałem porozmawiać z Tomem jeszcze o tym wszystkim... Ale musiałem poszukać okazji.
Skoro Tom spał z moją przyjaciółeczką, postanowiłem użyczyć jej pokoju mojego brata. Zaprowadziłem ją, na co dziewczyna się trochę skrzywiła.
Marika była przyzwyczajona do widoku porozrzucanych kobiecych rzeczy i bielizn po podłodze, złużytych gumek, oraz nowych, nieużywanych. Rose zaś spojrzała krzywo na to, a potem na mnie.
-Okej. Dam ci swój, a ja prześpie się tu.- zaprowadziłem ją do swojego.


Następnego dnia, cała moja "Mini-Rodzinka" siedziała w jadalni przy stole, Ja tylko poszedłem pościelać łóżka. Gdy ścieliłem swoje, poczułem intensywny zapach wanilii zmieszanej z imbirem. To był taki cudowny zapach. Zachwycony, zszedłem do przyjaciół.
-Jezu Bill, masz cudownego brata- powiedziała Rose. To było wkruzające jak dziewczyny go tak chwaliły.
- Czemu znowu?- westchnąłem znudzony.
Marika i Tom siedzieli przytuleni do siebie, więc to mi nie pasowało na zwykłe chwalenie jaki to on zajebisty, bo jej się podoba. To musiało być coś innego.
Dziewczyna wstała i powiedziała
-Może zostawmy nową pare samą?- powiedziała chichocząc i wyciągnęła mnie z pokoju. Chwila.. ja dobrze usłyszałem?! NOWĄ PARE?! CO DO CHOLERY?!! Nie było mnie raptem 10 minut!
-O co chdozi do cholery?! Co Tom znowu zrobił?!- krzyknąłem zdenerwowany, że o niczym nie wiem. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-Myślałam, że jesteś mądrzejszy i domyślisz się, że są w końcu razem.
Sparaliżowało mnie. Szczerze? Nie spodziewałem się tego tak szybko. Taa, jakby to było bardzo szybko faktycznie. Po prostu ich miłość jest taka dziwna. Nie żebym nie chciał żeby byli szczęśliwi.

Rose:

Już nie mogłam się doczekać aż zobaczę Lamberta. Bill zabrał nas na zakupy, byśmy przyszykowały się do imprezy. Pod wieczór, ubrane i wystrojone jak choinki, siadłyśmy do auta starszego Kaulitza i w 4 pojechaliśmy na miejsce. Adam stał przy drzwiach, a ja dosłownie chciałam zwariować na jego widok. Marika patrzyła na mnie z dziwnym uśmeichem.
-Jeju kobieto, nie zemdlej przy nim, błagam- zaśmiała się a my podeszliśmy do niego. Patrzyłam na niego w osłupieniu, jednak zdobyłam się na tyle odwagi żeby przywitać się  z nim jak normalny człowiek, a nie narobić sobie obciachu.
Gdy weszliśmy do środka, Bill zapoznał mnie z Gustavem i Georgiem Ogólnie po jakiejś godzinie rozmowy z Adamem, przestałam zachowywać się jak dziwna i obsesyjna fanka tylko jakbyśmy się znali od zawsze. Świetnie mi się z nim gadało. Nie dziwiłam się czemu mojej przyjaciółce jest tu aż tak dobrze. To się nazywa życie. Gdy wypiłam troszkę, nabrałam śmiałości wobec mojego idola. Poprosiłam go nawet o numer telefonu, co przy trzeźwym moim myśleniu byłoby wręcz niemożliwe.
Nagle Tom wyszedł z inicjatywą zagrania w butelkę. Ja, Marika, Bill, Adam i Georg z Gustavem z checią się zgodziliśmy. Dredziarz oczywiście zaczął, a butelka zatrzymała się na jego bracie.
Gra ciągnęła się i ciągnęła, aż zaczęło być to nudne. W końcu Georg przyniósł każdemu po porcji alkoholu,na lepszą wyobraźnie. Tym razem kręcił czarnowłosy. Wylosował Adama, patrząc z  złowieszczym uśmeiszkiem na mnie. Bałam się, że chłopak zapewne zechce zemscić się za zadane mu wcześniej wyzwanie dotyczące zlizania czekolady z Gustava. Wszyscy wtedy padli śmiechem, ale nie myślałam, że Bill się zemści.
-Adam, wiesz, że cię lubię i to bardzo.. dlatego pozwól, że moje wyzwanie będzie brzmiało nieodwołanie: Pocałuj Rose.- zaśmiał się, a w jego ślady poszła reszta naszej grupy. Siedziałam naburmuszona, że zaczęli się ze mnie śmiać, a wtedy zauważyłam, że Lambert w sumie nie śmiał się tylko posłał mi cichy uśmiech.
-Zdziwisz się kolego jeśli to zrobię?- zapytał, przerywając niepohamowany śmiech całego towarzystwa. Dziekowałam w głebi ducha, że resztą zaproszonych świetnie bawi się przy muzyce, nie zwracajac uwagi na nasz cyrk.
Bill spojrzał na mnie i na niego ze zdziwioną miną.
-No to czekamy- powiedział, patrząc jak Lambert siada przy mnie i obejmuje mnie ramieniem. Boże, dlaczego musiałam się upić?! Albo dzięki bogu że się upiłam...

Tom:

Patrzyliśmy zszokowani jak nasz Lambert przyssał się do przyjaciółki Mariki. To była dość komiczna scena, biorąc pod uwagę różnicę wieku. Zresztą, teraz to nawet można być razem pomimo różnicy 40 lat albo i lepiej. W miłości wiek to tylko liczba. Liczą się uczucia. Boże co ja gadam? Po pierwsze to tylko pocałunek przez głupią grę. A po drugie to sam do niedawna nie mówiłem nic na temat takiej miłości. Zresztą, moja miłość z Mariką też zaczęła się w nietypowy sposób. Poza tym myślałem, że Adam to ... bardziej woli chłopaków? Oh nieważne, wszyscy są narąbani, nikt nic nie będzie pamiętał.


______
Sory, że taki krótki, ale pracowałam nad rysunkiem Toma, poprawiłam go aż do ideału będzie podobny, więc zapomniałam o rozdziale którego i tak musiałam pisać od nowa :') No nic. Jutro będzie nowy rozdział na 100% i na 100& dłuższy XD
Przy okazji , jutro dodam też 1 rozdział nowego opow. o Kaulitzach na podstawie mojego chorego snu XD na pcozątku chciałam z tego shota zrobić ale no...
Dobra, ale zapowiadam, że główna bohaterka nie będzie zakochana w Tomie ani nic pobnego XD