Strony

sobota, 29 sierpnia 2015

25 rozdział

Toriczka powraca <3
________________________


Marika:


Nienawidzę imprez. Nigdy więcej. W sumie teraz już niczego głupiego nie zrobię, skoro ja i Tom jesteśmy razem. Monica też na mnie grozi już, skoro policja ją złapała. Oczywiście obudziłam się w domu Kaulitzów, w obięciach Toma. Wysunęłam się z łóżka by go nie zbudzić i wymknęłam się na palcach z pokoju. Bill siedział w kuchni. Był zaspany i zmęczony.
-Cześć. Gdzie...Rose?- weszłam, ziewając głosno. Czarny był rozczochrany i wyglądał jak pół dupy zza krzaka.
-W moim pokoju- odpowiedział, dopijajac kawe. Oczy co chwile mu się przymykały, jakby zaraz miał zasnąć.
-Jak to w twoim?-wytrzeszczyłam oczy zdziwiona.
-Ja śpię u Toma w pokoju, skoro wy spaliście w twoim..- powiedział- a ona u mnie.
-Co ci? Chory jesteś?- zaśmiałam się z niego. Odstawił kubek po kawie, ale nawet ona mu nie pomagała. Wyglądał okropnie. Musiał mieć potwornego kaca.
-Tak. Kac to okropna choroba zła kobieto. Nie śmiej się.0 westchnął, przecierając zaspane oczy.- Nie spałem bo gadałem z Olivia.
-i Jak?- zapytałam zaciekawiona, biorąc sniadanie.
-Nijak. Ehh.. Kochana moja mogę ci porwać dziś Toma?- zapytał z uśmeiszkiem.
-W sensie?
-Chcemy spędzić cały dzień razem. -usiadł obok mnie i patrzył z nadzieją w tych jego ciemnych oczkach. Nie miałam nic przeciwko temu. Ja mogłabym wtedy pójść gdzieś z Rose, zapoznać ją z Olivia, Maggie i Nathalie. Najpierw jednak musiałam iść do pracy.
Zapanował tam nowy porządek odkąd Monicy stanowisko zajęła nowa dziewczyna.
Wprawdzie nia miałam okazji jeszcze jej poznać osobiście ale już słyszałam negatywne komentarze.Miała na imię Sara i była angielką czystej krwi. Najbardziej irytujące było to, że była arystokratką i wywyższała się nad wszystkich.
Bill przyglądał mi się uważnie, zaciskając palce na kubku.
-Byłbym zapomniał! Szlag!- mruknął niezadowolony- Musimy wyjechać na 2 tygodnie do Chicago. W sensie zespół. Tom również- podkreślił ostatnie zdanie- To o teledysk
-I muszę się spakować?- pokręcił głową przecząco.
-Zostajesz u nas z Rose. Za dużo zwalniasz się z pracy. Chcesz wylecieć?- upomniał mnie, wczuwając się w rolę mamusi która mi zabrania wszystkiego.
-Bill, ja tu nie mieszkam już.- przypomniałam mu. Byłam zła. Mieli zamiar jechać beze mnie? DO Chicago?! Nie, nie ma mowy. Nie ma takiej opcji! To nie wchdozi w grę!
-To, że nei mieszkasz, nie znaczyże nei będziesz.- spojrzał na mnie z błagalnym wzrokiem.- proszę. DopókiRose u nas zostanie.
-Dobra... kiedy wyjeżdżacie?
-Jutro.-powiedział cicho, wiedząc jaka będzie moja reakcja.
-Co?!
-Nie krzycz. Obudzisz Toma- powiedział ze spokojem. Dopiero teraz mi to oznajmia? Kaulitz oszalał. On żartuje chyba.


-Żartujesz?-zapytała Nathalie gdy opowiadałam jej w pracy całą naszą poranną rozmowę. Piłyśmy razem kawę, rozmawiając podczas przerwy. Obawy co do Sary zaczęły się sprawdzać ale co tam. Miałam to gdzieś. Może Monicy stanowisko było przeklęte? Albo to pech?


-Zostawiają mnie na 2 tygodnie- żaliłam się- CHICAGO! Ty rozumiesz? Jadą tam beze mnie. Muszę tam być- powiedziałam załamana. Bałam się pomyśleć co mogą odstawić gdy mnie tam nie będzie.A co jeśli któremuś się coś stanie? Nie ma mowy. Może traktowałam ich jak dzieci...ale właśnie tak się zachowywali. A ja w sumie nie byłam lepsza.
Ale to Chicago!
-Oj nie przesadzaj. Poradzą sobie- westchnęła blondynka- Ja przecież nie jeżdzę z Ede4855
m wszędzie. No i jakoś dajemy radę.
-Ale oni to nie ed! On jest odpowiedzialny. A Oni?
-Marika, posłuchaj...- zaczęła szefowa- słuchaj. Daj im szanse wykazać się. Wcześneij dawali radę.
-No tak ale...- spojrzałam na nią błagalnymi oczami, żeby zaproponowała urlop.
-Nie. Wiem do czego zmierzasz. Nie ma mowy.- wstała z krzesełka- Do pracy się bierz.
Fuknęłam tylko i wróciłam do papierkowej roboty, zerkając na Sarę kłócąca się z Nathalie. Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Sms od Toma.
" Mam nadzieję, że nie jesteś zła o wyjazd"
Nie jestem. Skądże taki pomysł?
"Nie. Nie będę marnować nerwów. Złościć się będę jak odstawicie jakiś cyrk. :)"
Odpisałam a odpowiedz przyszła w mgnieniu oka.
"Marika...://"
"Daj mi spokój. W pracy jestem Kaulitz!"
Odłożyłam telefon a wtedy rozległ się dzwonek. Konkretniej wiedziałam, że dzwoni Tom bo tylko do niego miałam ustawioną piosenkę "I'm with you" Avril Lavigne.
-Czego?!-warknęłam do telefonu- Nie dotarło, że w pracy jestem?! Telegram mam wysłać?!
-Jesteś na mnie zła- powiedział stanowczo smutnym głosem. Westchnęłam głośno.
-Nie, skądże. -powiedziałam łagodnie, próbując nie wybuchnąć i zachować pozorny spokój. - Po prostu jestem w pracy.
-Nigdy nie przeszkadzało ci nawijać w pracy przez telefon z przyjaciółkami albo Billem. A ja to już problem?!- fuknął. Jeszcze chwila i wybuchnę, pomyslalam.
-A ty nie powinieneś się pakować?- powiedziałam, ignorując jego pytanie.
-Jesteś zła. Wiem to. Mnie nie oszukasz Schwarz. Znam cię.
-Po cholerę dzwonisz? warknęłam na niego.-Żeby grać mi na nerwach?!
-Nie mogę zadzwonić do swojej dziewczyny?
-W pracy? Dopiero się widzieliśmy!
-Stęskniłem się-powiedział cicho.
-Ciekawe jak będzie w Chicago.-żachnęłam się. Prychnął w odpwiedzi- Może nie mam ochoty na romozwy? uszanuj to. Może mam zły dzień?
-Albo kaca.- zaśmiał się sztucznie. Wciągnęłam powietrze głeboko.
-Tyle? mogę wracać do pracy? Zadzwoniłeś się kłócić?- powiedziałam na jednym wydechu.
-Porozmawiamy jak wrócisz wieczorem? Rano o 3 wylatujemy.- poinformował mnie.
-Przykro mi, ale nie zamierzam wracać na noc. Idę z dziewczynami na imprezę. Do widzenia. - rozłączyłam się zła. Nathalie podeszła do mnie.
-Ej co jest? Jesteś wręcz czerwona ze złości...Monica dzwoniła?-zaśmiała się
Gorzej-westchnęłam- Tom.
-Oj Riczka. Nie możesz być na niego zła. Jest gwiazdą, to normalne.
Schowałam głowę miedzy dłonie.
-Padnę...Wyjeżdżają o 3 w nocy.- mruknęłam do niej.-Masz plany na dziś wieczór?
-marika, nie wiem co knujesz... ale to nie będzie dobre
-Oj no. Oni jadą to ja też chce imprezy.
 TOM: Marika była zła, a byliśmy razem dosłownie sekunde patrząc na czas jaki się znamy. Czy to moja wina? boże, baby. Bill spakowany siedział oglądając tv. Dochodziła 20. Marika powinna już wrócić, a dodatkowo Rose wyszła gdzieś obrażona. Co ja im zrobiłem? Chociaż tyle, że na Billa też miały focha.
Gdybyśmy tylko mogli je wziąć...Mi samemu ciężko jest wyobrazić sobie 2 tygodnie bez Mariki.
Poszedłem do jej pokoju. Na półce leżał jej pamiętnik. raz go czytałem, więc jak za to do piekła mogę trafić to i tak już za óźno.
"Drogi Pamiętniku.
Przyjechała Rose. Wiem, to pokręcone bo tyle się nie widziałyśmy ale się cholernie cieszę. Dodatkowo ten dzień zaliczam do najlepszych.
Dlaczego?
Ja i Tom jesteśmy razem. Ostatnio szukałam w mojej teczce którą mam u Olivi pewnych rzeczy i natrafiłam się na parę moich piosenek o Tomie. ja pisałam o nim piosenki? To szok.
"Otarłeś moje łzy, odpędziłeś moje lęki, czemu musiałeś odejść?
Czy nie mówiłam Ci, że nie jestem taka jak te dziewczyny, które oddają cale siebie?
Czy myślałeś, że oddam ci się tym razem?Czy uważałeś, że to jest coś co zrobię, a później będę płakać?Nie próbuj mi mówić co robić, nie próbuj mi mówić co mam mówićLepiej będzie jak przestaniesz. "
Skopię Ci tyłek i sprawię, że nigdy tego nie zapomnisz.
Mam zamiar powiedzieć Ci, żebyś przestał, myślałam, że bardzo Cię lubię, ale jestem naprawdę rozczarowana, naprawdę rozczarowana.
Przestań zadręczać moją głowę, wynoś się z mojego łóżka, tak, właśnie to powiedziałam
Czy nie mówiłam Ci, że nie jestem taka
jak te dziewczyny, które zapominają wszystko?"
Spojrzałem zdziwiony na kartę czytając dalej.
"Nie myśl, że to,iż jesteś czarujący oraz fakt , że twoja ręka obejmuje moją szyję pozwoli Ci dobrać się do moich majtek.
Przyglądałem się kartce ze zdziwieniem. Oh, nie sądziłem, że tak o mnie napisze. Ale to przecież stare. Spojrzałem następnie na wpis który musiał pojawić się dziś rano.

"Pamiętniku...

Nie drogi, bo nie mam humoru. Dlaczego? Pf. Z dnia na dzień jestem zła albo happy. Tom i zespół wyjeżdżają beze mnie do Chicago. Beze mnie. Boję się o nich. Co jeśli się pokłócą? Albo któremuś się coś stanie? Albo jeśli Tom... nie! To nie! Nie chcę nawet o tym myśleć! On by mnnie nie zdradził....
Chyba..."
Mruknąłem pod nosem przekleństwo z niedowierzaniem kręcąc głową. Na prawdę myślała, że bym to zrobił?Nawet po pijaku nie tknął bym innej. Nawet gdyby to była Jessica Alba. No... może wtedy bym się wachał. Ale jestem do cholery wierny! Nie zrobiłbym Marice tego. Zresztą, udowodnię jej. Będzie dumna.

Bill:
Przespałem się chwilę. 2 w nocy. Poderwałem się z łóżka zbierając bagaże. Georg i Gustav siedzieli w aucie czekając na mnie. Tom siedział z nimi.
-Chwila! Pożegnam się z mariką!-krzyknąłem podchodząc do auta.
-Serio myślisz że wróciła?Poszła z dziewczynami- mruknął braciszek z niesmakiem, wiercąc się na tynim siedzeniu z słuchawkami w uszach. 
Wpatrywałem się ze smutkiem na niego, pakując się do samochodu. Trudno,bywa. Tak jak ona martwiła się o nas, my baliśmy się o nią. Co jeśli pod naszą nieobecność urządzi imprezę stulecia, na której nie będziemy a będziemy ją mogli zobaczyć na żywo w tv? Albo coś jej się stanie? Albo Monica ucieknie i ją dopadnie? Histeryzowałem jak baba. Czyli robiłem co najlepiej mi wychodzi.
Zasnąłem.
Obudziłem się na miejscu. Przespałem cały dzień. Zbliżała się powoli 7 wieczorem.
-Gdzie chłopaki? zapytałem Toma, siadając na fotelu obok. Wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Za godzinę idziemy na imprezę. Dołączysz?- zapytał, dalej nie odrywając wzroku od tv.
-A co innego mam do roboty?
Westchnąłem wyjmując telefon i wybierając Mariczki numer. 
-Odradzam. Zdecydowanie- powiedział Tom, nareszcie patrząc na mnie.
-Czego?!-syknęła, odbierając po 4 sygnale.
-Tak się będziesz z nami teraz witać?-zapytałem wzdychając głośno.
-Przechodzisz do rzeczy po co dzwonisz czy zawracasz głowę niepotrzebnie?- mruknęła.
-Okej, zapytam. Dom jeszcze stoi?- usłyszałem jej śmiech po drugiej stronie. I to nie złośliwy śmiech obrażonej na cały świat Mariki Schwarz. Tylko śmiech zwyczajnej przyjaciółki.
-Stoi. A zapytam ja: Tom żyje?- zapytała z nutką wachania się w głosie. - Tylko nie mów że pytam.
-Słyszałem cię pani obrażalska!- powiedział Tom głośno, a ja uśmiechnąłem się szeroko bo przez chwilę wszystko było okej.
-Tom żyje, jak słyszysz. No i tęsknimy za tobą.
-Ja za wami też...Kiedy nagrywacie?-zapytała
-Od jutra. Dziś odpoczywamy.
-Dibra chodźcie już- do pokoju wszedł Georg- wiemy gdzie jest club.
-bawicie się beze mnie?- fuknęła Marika- Tom, wypij więcej niż jeden kieliszek a śpisz z Pumbą po powrocie. 
Spojrzał na mnie z urażoną miną.
-Okej kończę. trzymaj się. Zadzwonie jutro o ile dam radę.
Na miejscu Tom od razu odszedł od nas i zniknął w tłumie. Raz dostrzegłem go przy barze w środku imprezy...z jego byłą dziewczyną i jej koleżanką.
Ta, bałem się.




Rozdział 2

Moja siostra Rebecca siedziała od godziny zadowolona, zażarcie z kimś smsując. Gdy wyszła do łazienki wzięłam do ręki jej telefon.
Prychnęłam cicho. Na prawdę uwierzyła, że pisze z Billem Kaultizem? Pustak.
Wpadłam na genialny pomysl. Nim zdążyła przyjść kolejna wiadomość wystukałam do "Billa" sms
Ja: Kaultiz pisz na drugi mój numer bo tu mi się kasa kończy.
Podałam swoj numer podszywając się od siostrę. Odpwiedź przyszła na mój telefon.
Nieznany: A ty pisz na ten.
Becca wróciła i usiadła na sofie. Zadzwonił telefon.
-O matko! To dzwoni Kaultiz- spojrzała na wyświetlacz komórki.

-Taaa...  a do mnie zaraz Tom napisze, wiesz?- mruknęłam poirytowana, że w to wierzy. Odebrała podekstytowana.
-Cześć...Oh,tak...Na prawdę? Jasne! Oczywiście! .... Jutro?! Okej.- gdy rozłączyła się myślałam, że zacznie piszczeć.
-Umówił się ze mną!- opadła zachwycona na łóżko- powiedział, że może to wcale nie przypadek biorąc pod uwagę, że fanka itd.
Westchnęłam.
-Wierzysz w to? W sensie...że to Bill?- zachichotałam nerwowo. Gdyby jednak jej się udało...
-Jego głos. WIesz, że słucham TH 24h. Rozpoznam wszędzie ten głos. To musi być on!!- wrzeszczała radośnie ściskając mnie. - Nie cieszysz się?
-To ty się umawiasz, nie ja. - mruknęłam. Znów przyszedł sms od drugiego numeru "Billa".
2Bill:Mam nadzieję, że w ogóle masz ochotę pisać..
Nie, nie mam, pomyślałam.
Ja: Oczywiście, panie "Kaulitz". Słyszałam, że umówiony jesteś z moją siostrą?
Odpwiedź przyszła w ułamku sekundy
2Bill: Hę?! Ja nie...a chwila.
-Boże, co za debil- mruknęłam do siebie.Becca spojrzała na mnie.
-Ty! Co ty taka nie w humorze? Z kim ty piszesz?- zapytała siadając obok. Wystukałam odpowiedź do "Billa".
Ja: No co? pamięć ci odjęło czy co?
Zerknęła przez ramię.
-No pokaż no...- nalegała.
2Bill: Chwila paniusiu, wiesz to mój brat się z nią umówił.
Chwila. To albo to ja jestem głupia, albo on debil. Moja siostrunia wstała i spojrzała na mnie urażoną miną.
-Ej. masz sekrety- mruknęła, nadymając się jak małe dziecko.- Chociaż powiedz kto to.
Westchnęłam.
-Sama chciałabym teraz wiedzieć.
Ja: Przepraszam, ale już się pogubiłam.
Spojrzałam na zegarek. Minęło południe. W TV leciały wiadomości.
2Bill: Mieszkasz w Magdeburgu? Moglibyśmy się spotkać...czy coś...jeśli chcesz...hm?
Wytrzeszczyłam oczy. No chyba nie. Chyba jakieś jajca. Pierw niby Bill umawia się z moja siostrą a teraz ze mną...w sumie to wygląda na to, że to Tom.
Ja: Mieszkam. Ale nie sądze.żebym miała ochotę się spotkać z nieznajomym.

Rebecca stała patrząc na mnie podejrzliwie.Wyrwała mi w końcu telefon.
-Co?! Tom Kaulitz chce się z tobą umówić, a ty idiotko siedzisz i nie chcesz? Pf.- wystukała coś na moim telefonie i wysłała. Podniosłam się gwałtownie usiłując wyrwać jej swój telefon.
-Oddawaj! Nie będę się umawiać z podrabiańcem- syknęłam, przewracając się na nią, a ona zaś na stolik.
Nagle usłyszałyśmy piknięcie mojego telefonu.
2Bill:Jeśli byś mogła...jutro w parku? Bardzo byłbym wdzięczny gdybyś się zgodziła. Chyba nie masz nic za złe, że umawiasz się z poznanym przypadkowo telefon?
Rebecca wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja ciężko westchnęłam.

___________________________________
1 rozdział był pisany przez JUlkę, a teraz ja zademonstrowałam wam swoje wypociny. Chciałam coś dłuższego, ale nie mam weny ;-;
Dziś wstawie Torike, o ile ktokolwiek pamięta :v

piątek, 28 sierpnia 2015

Pierwszy rozdział opow z Julka już dodaje, a jutro dodam rozdział napisany przezemnie
_______



Siedziałam jak zwykle na łóżku, czekając aż Marc przyjdzie z naszą pizzą. Ciszę przerwały wibracje mojego telefonu. Odblokowałam urządzenie i otworzyłam wiadomość od nieznajomego numeru. Nieznany: kaulitz jak przyjdziesz to odkusz w pokoju bo mama sie wkurzy Moje oczy momentalnie rozszerzyły mi się do ogromnej wielkości. Czy ten "ktoś", kto do mnie napisał pisał coś do któregoś z Kaulitzów? Postanowiłam grzecznie odpisać, tak aby nie zaszło nieporozumienie, chociaż moje serce waliło jak przejęte. Ja: Przepraszam? Zaszło chyba nieporozumienie. Nacisnęłam przycisk "wyślij" i usłyszałam głośny trzask z dołu. Szybko założyłam kapcie i pobiegłam na dół. Była tam w salonie moja siostra z dwoma szklankami soku. No, już jedną szklanką, bo jedna była rozbita na ziemi. Mimowolnie parsknęłam śmiechem i poszłam do kuchni po miotłę i szmatę, i zaczęłam wycierać. Po skończonej robocie nalałam sobie ponownie soku do innej szklanki. Razem z siostrą poszłyśmy do naszego pokoju. Odłożyłam szklankę i talerz z pizzą i usiadłam wygodnie na łóżku. Wzięłam do ręki szarego iPhona i odczytałam wiadomości, które przybyły. Wszystkie od nieznanego numeru. Nieznany: tom wez sie ogarnij i nie swiruj mi tu idz odkuszyc Nieznany: tom? Nieznany: o ty chuju jak przyjdzierz to ci jaja urwe Tom? Czy ktoś, ktokolwiek to jest naprawdę pisze do Toma Kaulitza? Uśmiechnęłam się na tą myśl, i znowu zajęłam się odpisywaniem na dosyć zabawne odpowiedzi. Ja: Ale to na prawdę nie Tom! Mogę wiedzieć, kto pisze? Wysłałam tą krótką wiadomość, po czym poszłam do salonu, bo Marc zaczęła rozmawiać ze swoją przyjaciółką, a ja nie chciałam tego słuchać, bo wiedziałam że jej przeszkadzam. Marc była moją bliźniaczką dwujajową. Zawsze się świetnie dogadywałyśmy, nawet jak miałyśmy po kilka lat. Aktualnie mamy 17. Nasi rodzice wyjechali na roczną delegacje, a my zostałyśmy same w domu, bo rodzice nam "ufali", i wierzyli, że nic nie zrobimy. Zostało jeszcze 6 miesięcy do ich przyjazdu. Za razie tylko Marc była zlana w trzy dupy. Ja wytrzymuje. Kogo ty chcesz okłamać, Reb. Jak już wygodnie ułożyłam się na kanapie, znowu dostałam wiadomość. Nieznany: przepraszam to pomylka Ja: No ja przecież wiem, bo Tomem nie jestem. Nieznany: no co ty nie powiesz

Prolog

Zapowiadałam już nowe opowiadanko o Kaulitzach. I oto jest. Prolog który miał być rozdziałem pierwszym. Prawidłowo to w edytowanych mam go już od miesiąca, ale całkowicie zapomniałam. Okej. To teraz czytać i komentować czy prowadzić go dalej :v
Jutro wstawie:
- 1 rozdział opow. pisanego z Julką
- 25 rozdział Toriczki
______

Powoli zbliżał się nowy rok szkolny. Bill i Tom zrobili sobie małą przerwę od muzyki, do których zmusiła ich rodzicielka Simone.
-Nie skończyliście szkoły. Możecie teraz odpocząć od kariery zajmując się nauką.- powiedziała, patrząc na naburmuszonych synów. Czarnowłosy westchnął.
-Mamuś, rozmawialiśmy o tym już tyle razy. Ciągniesz ten temat od tylu miesięcy. Czy to takie ważne? Zarabiamy już, więc szkoła nam niepotrzebna. - mruknął pod nosem, patrząc na brata i czekając na jego głos. Tom wzruszył ramionami.
-Mi obojetne. Szkoła nie jest taka zła- uśmiechnął się- oprócz upierdliwych nauczycieli, wkurzających kujonów, sprawdzianów i złych ocen są też pozytywne rzeczy. -rzekł Tom, przypominając sobie dawne lata. Bill pokręcił znudzony głową.
-Dla ciebie cheelederki i dziewczyny w spódniczkach są super. No i świetni kumple- mruknął Bill, zły na brata. Spojrzał z nadzieją na matkę, a ta tylko głęboko westchnęła.
-Nie. Ustalone. Wracacie do szkoły.- powiedziała stanowczo- Bez marudzenia.
Opuściła pokój bliźniaków. Tom poklepał brata po plecach pocieszająco.
- Nie będzie tak źle- powiedział, obejmując bliźniaka mocno. - Wiem, że się boisz. Może twój make-up mogą sprawić problemy w przystosowaniu się do towarzystwa no ale... pomogę ci. Na zawsze razem braciszku.
***

-Skoro mamy kontynuować szkołe, nasi koledzy z klasy będą trochę młodsi. Mi to odpowiada- zaśmiał się Tom przekraczając próg szkoły. Szedłem obok niego zamyślony, co będzie w środku. bałem się, że powrócą stare czasy w szkole kiedy to nie miałem za wielu kolegów, o koleżankach nie mówiąc- w przeciwieństwie do brata. W prawdzie mówiąc gdy znalazłem dziewczynę, to umiałem ją szanować bardziej niż Tom, ale od ukończenia szkoły nie spotykałem się już z żadną. Zapomniałem jak to jest się zakochać.
Dziewczyny ze szkoły najczęściej mnie ignorowały, wolały Toma który zawsze był w centrum uwagi. One szufladkowały go do kategorii "Ciacho", "Seksbomba", a zazdrośni chłopaki, lub ci którzy go po prostu nie znosili do kategorii " Dupek" "Macho" .  Dlatego Starszy brat miał lepsze wspomnienia.
Dopiero niedawno rozpoczęliśmy karierę, więc liczyliśmy się z tym, że raczej nie będziemy rozpoznawalni w takim malutkim miasteczku. Tom zresztą nie był tak charakterystyczny jak ja. Dlatego odmówiłem sobie makijażu.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły poczułem na sobie nieprzyjemne spojrzenia.Czyłem się spięty i nie miałem ochoty tu chodzić. Chciałem wrócić do domu. Teraz.
Kątem oka zobaczyłem dziewczyny wzdychające na widok dreada, wpatrywały się w niego jak w zaczarowanego. Usłyszałem też pare chichotów w swoją stronę i uszczypliwych komentarzy.
Wszedłem do klasy, siadając w ostatniej ławce przy oknie.Moj brat biegał po klasie witając chłopaków. Niektórzy z klasy zaczęli ze mnie drwić.  Gdy już wszyscy byli pochłonięci rozmowami, zacząłem przyglądać się każdemu po kolei.
Ujrzałem jedną sztuczną blondynę i jej 3 towarzyszki, parkę dogryzających innym dziewczyn, dwóch chamskich chłopaków i pare przygłupawych, cisnących po mnie Na końcu klasy siedziała dziewczyna. Przeciętna. Jednak coś w niej było innego. Coś nie pozwoliło mi patrzeć na nią tak, jak na tamte. Wyglądała na przygnębioną. Mimo wszystko, poprzez zła opinie o nowej klasie, wolałem jej nie zaczepiać.
Do klasy weszła wychowawczyni, która miała zacząć z nami fizykę. Podeszła do Toma, który szukał mnie wzrokiem, uśmiechając się do niego szeroko.
-Twoja mama prosiła, żebym posadziła cię w pierwszej ławce przede mną. Tak tylko, żebyś nie rozrabiał.
Tom przeleciał ją wzrokiem, patrząc na jej granatowo czarne włosy i pełne usta, długie zgrabne nogi a na koniec zatrzymując wzrok na dekoldzie. Wyglądała na dość młodą, w podobnym do nas wieku. Trudno było nie zauważyć, że pożerała mojego brata wzrokiem, a ten posłusznie usiadł w ławce, pozwalając na prowadzenie lekcji.

Oneshot- Ja nadal cię kocham...

Cześć. Mam na imię Caroline i dziś są moje 18 urodziny. Przed miesiącem moja "rodzina" oznajmiła mi, że jestem adoptowana. Dziś mam poznać swoich prawdziwych rodziców i brata.
Weszłam na sale gdzie wszystko było już przygotowane. Znudzona, w uszach miałam słuchawki a w nich leciało BMTH. Spojrzałam na gości. Moja dotychczasowa rodzina stała pośrodku, a obok nich zupełnie nieznajomi mi ludzie. No nie do kńca. Spojrzałam przerażona na młodego chłopaka którego znałam doskonale. Przede mna stał Jordan Fish z Bring Me the Horizon.
-Co tu sie...?-wydukałam,a starsza kobieta podbiegła do mnie przytulając mnie.
-Kim pani jest?- zapytałam patrząc podejrzliwie. Uśmeichnęła się ciepło, a rumience oblały jej postarzałą już twarz.
-To twoja prawdziwa rodzicielka- powiedziała Simone moja przybrana mama. Spojrzałam jeszcze raz na kobiete. Wyglądała już dość staro, jednak nadal była w dobrej formie. Blond włosy - które jak obstawiałam były farbowane-  związane miała kok.
-Mam na imie Blair, a to mój mąż Joseph. - przedstawiła- a to mój syn Jordan.
Uścisnęłam dłoń starszego mężczyzny, a potem chłopaka. Ten obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
Nie mogłam wprost uwierzyć, że to moja prawdziwa rodzina? Dlaczego mnie w ogóle zostawili?!
Wszystko po krótkim czasie się wyjaśniło. Przy stole siedząc, Blair wyznała, że mój brat ma zamiar zabrać mnie w trasę koncertową.

Ta... Wszystko szło świetnie. Nie czułam się dobrze z tym, że to moja rodzina, ale może nie będzie źle- myślałam. Nadszedł ten dzień, gdy Jordan ruszył z chłopakami w trasę. Dosłownie odliczałam do tego momentu dni. Chłopcy byli bardzo zdziwieni moim widokiem, jednak Jordan szybko wyjaśnił im o co chodzi. Nie chciałam być problemem.
Szybko przywykłam do ich nocnego trybu życia. Koncerty i ta trasa okazały się być dla mnie niezłym wyzwaniem, ale zarówno doświadczeniem. Mówiąc o doświadczeniu to mam na myśli wiele rzeczy. Min. doświadczenie miłosne. A skoro o tym mowa.. najwięcej czasu spędzałam z Oliverem. No właśnie... on poznał mnie lepiej niż mój własny brat. Mój idol, którego tak bardzo niegdyś szanowałam stał się zaufanym przyjacielem. Do czasu...
Pewnego dnia, Oliver zapukał do mojego pokoju, gdy wszyscy jeszcze spali.
-Mogę na chwilę?- zapytał, przeczesując palcami swoje gęste, ciemne włosy.
-Jasne. I tak już nie śpię.- westchnęłam z uśmeichem. Oczekiwałam kolejnej normalnej rozmowy... gdy nagle Oliver przytulił mnie.
-Co jest?
-Musze ci coś powiedzieć.
Stanęłam jak wryta. Te słowa mną wstrząsnęły.

Gdy ja i Oliver zaczęliśmy się umawiać, Jordan był niemiłosiernie zadowolony, że tak bardzo nam się powodzi.Czułam, że w 18 urodziny spełniły się moje najskrytsze marzenia. Bałam się jednak, że jego uczucia są chwilowe.

Minął rok. Nasz rocznica. Mieliśmy spędzić ją razem, we dwoje, sami. Oliver wolał jednak spędzić ją na imprezie, w pobliskim clubie. Znudzona przyszłam do domu po 3 godzinach, zostawiając go samego. To był błąd który kosztował mnie bardzo wiele.
Jedna chwila a mój świat znów się zawalił.


Oliver przyszedł do domu nad ranem i  nawalony. Miesiąc temu postanowiliśmy, że będziemy mieszkać razem. Żyło nam się cudownie. Kłóciliśmy się i to dość często. Były to jednak drobne sprzeczki i wszystko po chwili wracało do normy. A wtedy Sykes przekroczył linię.
Zaczęło się niewinnie, delikatna awantura o to, że za dużo wypił. Nie wiedział już sam co mówi.
-Oliver, dupku! Czy ty nie masz umiaru?!- wrzasnęłam na niego.
-Zamknij się, szmato- mruknął pod nosem. Zabolało. Nigdy się do mnie nie zwrócił, nawet po pijaku. Łzy stanęły mi w oczach. Siadł na kanapie i zaczął smsowac z kimś uśmiechnięty od ucha do ucha.
Fuknęłam na niego tylko, siadając na fotelu i zwijając się w kłębek.
Wtedy miałam nadzieję, że wszystko jeszcze może jakoś znów minie jak zwykle. Za to okazało się, że nasza pierwsza rocznica była ostatnią.
Oliver zostawił telefon i poszedł do drzwi, gdzie stał mój brat Jordan. Złapałam jego telefon, przeglądając sms. Wiem, to nie w porządku ale... byłam ciekawa dlaczego po takiej kłótni jest uśmeichnięty. Kto nagle wywołuje u niego uśmiech?
Pisał z dziewczyną Jordana. Może i pisali niezbyt przyzwoicie ale nie było widać, żeby była to jakaś większa znajomość. Pozatym, chyba nie byłby taka świnią żeby odebrac kumplowi dziewczynę biorąc pod uwagę, że jeszcze ma mnie? No właśnie... jeszcze.
Podeszłam do drzwi prowadzących do korytarza. Oliver stał w drzwiach wyjściowych, a Jordan mókł w deszczu stojąc za progiem.
Kłócili się.
 -Jordan! Daj spokój! To nic takiego!-żachnął się Oliver. Jordan miał pięści mocno zaciśnięte i zgrzytał zębami.
-Nic takiego?!  Mam nadzieję do cholery, że to nic takiego! -syknął- Poza tym, jesteś schlany w trzy dupy! I I że cie moja siostra do mieszkania w takim stanie wpuściła?!
Sykes prychnął śmiechem kręcąc głową rozbawiony.
- Pokłóciliście się?- zapytał.
Odwróciłam się napięcie, nie chcąc mysleć o dzisiejszym dniu.
Później żałowałam, że nie posłuchałam rozmowy do końca.

Dwa dni potem zadzwonił do mnie Jordan pytając czy Sykes jest w domu. Za ok 10 minut zjawił się pod drzwiami.Otworzyłam oczywiście ja pytając co się stało. Jordan nie chciał wyjaśniać, ale był zły.
-Oliver! Chodź tu!- zawołałam. Od tamtej kłótni nie odezwałam się do niego słowem. Czasem próbował zagadywać, przepraszać ale miałam to gdzieś. Chciałam czasu.
Oliver zszedł po schodach i stanął jak wryty na widok Jordana. Uśmeichnął się szeroko. Podszedł do niego, a ja cofnęłam się w głąb korytarza idąc do kuchni. Zanim jednak zdążyłam przekroczyć próg usłyszałam odgłos łamanej kości i odgłos upadku. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam, że Oliver leży rpzy ścianie, trzymając się mocno obiema dłoniami nosa który gwałtownie krwawił.
-Oszalałeś?- rzuciłam w strone brata, nie myśląc, że przecież musiał mieć powód. Już chciałam do niego podejśc gdy Jordan złapał mnie za nadgarstek.
-Nawet nie próbuj. - powiedział z powagą.- A... rozumiem, że o niczym nie wiesz?
Spojrzałam na niego pytająco. Zanim jednak zdążyłam usłyszeć odpowiedź, Oliver podniósł się na nogi i zasłonił mnie swoim ciałem.
-Wynoś się- wycedził przez zęby.
-Bez Caroline się nie ruszę.- odepchnął go gwałtownie.
-Chwila do cholery!- wrzasnęłam na cały głos- Wyjaśni mi ktoś o co chodzi?!
Wtedy stracił mnie na zawsze. Jordan nie musiał dużo mówić. Wystarczy, że powiedział te 2 słowa. Ja więcej nie musiałam wiedzieć.
-Zdradził cię.- powiedzieł ściszonym, ledwo słyszalnym głosem- Z moją Stephanie.
Odwróciłam się i spojrzałam w oczy Oliverowi. Był to dosłownie ułamek sekundy a moje serce pękło milion malutkich kawałeczków, których nie dam rady nigdy skleić. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nigdy nie czułm gorszego bólu.
Mimo wszystko z moich oczu nie spłynęła wtedy ani jedna łza. To wszystko trwało dla mnie całą wieczność. Wycelowałam Oliverowi ostre uderzenie w policzek i pognałam do pokoju bez słowa, pakując się.
-Caro!- zaczął pukać do drzwi- Jezu! Caro! Daj mi to wyjaśnić!
Otworzyłam drzwi, miejąc w reku walizke z najpotrzebniejszymi rzeczami.
-Co tu do tłumaczenia? Nie rozumiesz? To koniec. - syknęłam przepychając się obok niego i zbiegając w strone wyjścia po schodach.
-Kurwa-zaklnął Oliver biegnąc za mną. Złapał mnie w ramiona, a ja z oddali usłyszałam śmeich Jordana.
-Nie waż się tykać mojej siostry- odepchnął go i zabrał mnie.

To tyle- tak myślałam sobie.- To tyle mojego szcześcia. Mijały lata. Jordan odszedł z zespołu, a na jego miejsce przyszedł jakiś nowy. Zresztą, nie interesowało mnie to. Nie miałam kontaktu z Sykesem od pięciu lat. Od tamtej rocznicy...
Która do pewnego dnia wydawała się być już tą ostatnią.

Moje życie jeszcze bardziej legło w gruzach gdy Jordan- moj brat, a zarazem najlepszy przyjaciel- miał wypadek. Jechał nowym autem z pobliskiego sklepu. Była wtedy zima. Drogi były prawie jak szklanki.
Jordan zawsze lubił ostrą jazdę i ekstremalne warunki.
Tego ostatniego ranka gdy go widziałam ostrzegałam go żeby uważał....

Nie posłuchał....

Jordan zginął w wypadku samochodowym z tirem. Płakałam wtedy jak bóbr. Chciałam odejść razem z nim, bo to on potrafił się mną opiekować. Zastępował mi wszystkich. A teraz? Nie miałam już na kim polegac.

W dniu pogrzebu nie byłam w stanie patrzeć na oczy. Cały czas widziałam tylko swoje łzy. Wodospad łez.

Stałam na boku gdy ksiądz chował go na cmentarzu. Wtedy ujrzałam osobę, która była ostatnią którą miałam teraz ochotę widzieć.
Widział moje łzy, moje cierpienie. Wiedział ile Jordan dla mnie znaczył. Podszedł.
Nie próbował przepraszać, przypominać tamten dzień.
Po prostu mnie przytulił.
Na jego policzku zobaczyłam łzy.
-Wiem, że nie było między mną a nim teraz najlepiej... Mimo wszystko wiesz, że wcześniej byliśmy dobrymi przyjaciółmi- wyszeptał, ścierając ją z policzka szybko.

Tragedia, która przywróciła moje życie do porządku...

Nie musieliśmy przywracać złych wspomnień. Oliver wiedział dobrze, że nie załatwi tego zwykłym przepraszam. Wiedział, że to był cios prosto w serce. On to po prostu czuł.

Mimo wszystko pozwoliłam mu odnowić przyjaźń.

Pozwolił mi żyć dalej, nie zostając przy dniu kiedy Jordan odszedł. Próbował wszystko wynagrodzić.

W końcu....
Zaprosił mnie do parku. To był tak spontaniczny spacer w nocy.
-Caro..- wyszeptał przytulając mnie do siebie mocno- Ja nadal cię kocham. -łzy napłynęły mi do oczu- Kocham i będę kochał. Nie potrafię tego zmienić. Widzisz? Minęło 5 lat. Ale nic sie nie zmieniło w moich uczuciach. Tamtej nocy...- zaczął przypominać.- To był bład. Nie będę wciskał ci kitu, że to nie moja wina, że nie chciałem, że pijany czy cokolwiek równie głupiego. Wiedziałem co robię, ale teraz tego żałuję. Straciłem 2 ważne osoby w życiu, przez jedną psuzczalską sukę.
Nic nie musiałam mówić.
Ta chwila....
Pragnęłam żeby trwała wiecznie.
Wtedy mnie pocałował...
A ja zakochałam się w nim na nowo....


_____________________________________


Masz Madziu shot o tobie i Oliverze. Wiem, może być taki... bylejaki ale jest XDD Mam nadzieję że źle nie jest :v





wtorek, 18 sierpnia 2015

Oneshot 1 - Po moim trupie

Jestem Nathalie. Mam 16 lat i jak dotąd moje życie było...cóż- beznadziejne. Fałszywi przyjaciele, kiepskie oceny, nie miałam chłopaka, w szkole mnie gnębili. Miałam siebie dość. Ciągle powtarzałam sobie- będzie lepiej, na pewno kiedyś przyjdzie ten dzień, kiedy twoje życie odmieni się o 180 stopni. Może się w sumie wtedy nie myliłam. Sądziłam, że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy pokaże ludziom, że jestem od nich lepsza. Nie udaje nikogo, jak oni. Jestem sobą i za to mnie nienawidzą. Bo nie jestem taka jakby chcieli. Planowałam sobie, że miłość jest mi zbędna.Przeżyje bez tego jedynego. Myliłam się.

Pewnego dnia można powiedzieć, że znów odwiedził mnie mój przyjaciel - Pech.  Miałam wypadek. Trafiłam do szpitala, na ładny czas. Przez pierwsze pare dni nie orientowałam się nawet kto mnie odwiedzał. Piątego dnia do mojej sali przywieziono też rudowłosego chłopaka. Wiedziałam, że skąd go kojarzę.
Gdy następnego dnia, moje siły były wystarczające żebym mogła cokolwiek powiedzieć.
-Cześć. Jestem Nathalie...- odezwałam się cicho. Chłopak spojrzał w moją stronę z lekkim uśmiechem.
-Jestem Ed.- Ed... znałam to imie....

I should ink my skin with your name
And take my passport out againjust replace itSee I could do without a tanOn my left hand,Where my fourth finger meets my knuckleAnd I should run you a hot bathFill it up with bubbles


Gdy przez kolejne dni poznawaliśmy się bliżej, nadal nie dowiedziałam się skąd go kojarze. Na moje nieszczęście lekarz stwierdził częściowy zanik pamięci. 
-Wydaje mi się, że cię znam. Nie wiem jednak skąd.- powiedziałam w końcu, spoglądając na niego.
- Może z Tv? Na prawdę nie znasz Eda Sheerana? - zaśmiał się cicho- Muzyk. 
-Coś kojarze. ...- olśniło mnie. Przecież byłam jego fanką. Przez wypadek kompletnie zapomniałam... Spojrzałam na niego uśmiechnięta. 
Dni mijały. Lubiłam słuchać muzyka rudego gdy miałam złe dni. Nigdy nie sądziłam jednak, że mogę się z nim tak zaprzyjaźnić.
Powrót do rzeczywistości nadszedł szybciej niż myślałam.
Musiałam opuścić szpital. Ed spał, więc lekko uścisnęłam jego dłoń i wyszłam z sali. 
Powrót do szkoły sprawił, że chwile z Sheeranem odeszły w zapomnienie. 
'Cause maybe you're loveable
Maybe you're my snowflake
And your eyes turn from green to gray
And in the winter I'll hold you in a cold place
And you should never cut your hair
'Cause I love the way you flick it off your shoulder



*WAKACJE TEGO SAMEGO ROKU*

Moja rodzina wyjechała na wakacje w Alpy. Nie chciałam im towarzyszyć. Zostałam sama, czasem odwiedzała mnie zatrudniona przez rodziców Niańka. Dni ciągnęły się w nieskończoność. Godzinami siadywałam nad jeziorem i gapiłam się w tafle wody.
Pewnego dnia obok mnie upadł zmęczony chłopak. Rude włosy....
-Co ci jest? - podbiegłam do niego, patrząc na jego rany. Chłopak ciężko dyszał, a włosy przysłaniały mu twarz.
-Nic mi nie jest.- powiedział ciężko, próbując się podnieść.
Wtedy nasz wzrok się spotkał.
-To ty... - wyszeptał, dotykając mojej dłoni- tych oczu nigdy bym nie zapomniał...
-Ed...
-Nathalie.- uśmeichnął się kwaśno przyciskając mnie do siebie. 


And you will never know
Just how beautiful you are to me
But maybe I'm just in love
When you wake me up



Nadal mnie pamiętał? To tylko pare dni w szpitalu...Fakt, że dużo o sobie mu powiedziałam, a on mi, ale...
-Co się stało?- zapytałam- Jesteś ranny.
-Pamiętasz jak mówiłem ci o swojej dziewczynie, Jess? zapytał.- Zerwaliśmy, a ona wściekła mnie teraz prześladuje.
Spojrzał na swoje rany. 
Rozmawiając dalej, poszliśmy do mojego domu. Opatrzyłam rany i pozwoliłam odpocząć Sheeranowi na kanapie. 
Od tej pory moje życie nabrało sensu. Zaprzyjaźniliśmy się. Zaczęliśmy spędzać ze sobą czas. Dni płynęły szybko jak sekundy. Cieszyłam się każdą chwilą z nim.
Nie obyło się też bez starć z jego byłą- Jess. Zaczynałam się jej bać, bo parę razy groziła rownież mnie. 
And would you ever feel guilty if you did the same to me
Could you make me a cup of tea
To open my eyes in the right way
And I know you love Shrek
'Cause we've watched it 12 times
And maybe we're hoping for a fairytale too
And if your DVD breaks today
You should've got a VCR
'Cause I've never owned a blue ray, true say


W końcu nastał dzień, który był darem od Boga. Myślałam wtedy, że ten ciągły Pech się opłacał, skoro moja nagroda jest 100 razy lepsza. Że wypadek i pobyt w szpitalu były cudowne. Ja i Ed zostaliśmy parą. Zakochaliśmy się w sobie i nie mogliśmy już nic poradzić. Czułam się jak największa szczęściara. 
- Nathalie, zapamiętaj jedno- powiedział Ed, gdy Jess wpadła w szał, gdy dowiedziała się o nas- Nie pozwole by ci cokolwiek zrobiła. Po moim trupie cię dotknie. 
W tej chwili jego słowa brzmiały jak żart.

And you will never know
Just how beautiful you are to me
But maybe I'm just in love
When you wake me up


Do czasu....
Jess była zdesperowana. Kochała Eda do szaleństwa. Nie do końca przemyślała swoje działania. 
Wzięła pistolet i pognała pod moj dom. Ja i Ed wychodziliśmy właśnie na wieczorny spacer wokół jeziora. 
-Ed. Kocham cię!-krzyknęła celując we mnie. I strzeliła. 
Czas się zatrzymał. Ed spojrzał na mnie przerażony i przez chwile nic nie widziałam. Dopiero po chwili zorientowałam się co się stało. Nie widziałam nic, bo moj rudzielec zasłonił mnie własnym ciałem. 
Spojrzałam zszokowana na Jess, które zaczęły lecieć łzy. Potem na Eda.
-Ed!- krzyknęła, przytulając go. Trafiła w samo serce. - Suko! Co zrobiłaś?!- krzyknęłam do blondyny.
-To twoja wina!- warknęła, ocierając łzy.- Ed! Kochanie! Nie odchodź!Bądź silny.
-Zamknij się! _ syknęłam ostro- Ed... prosze, zostań. Wytrzymasz- płakałam. Obraz rozmazywały mi mój własny wodospad łez.
-Nathalie..Pamiętaj...Po moim trupie.- powiedział, usmiechając się- Kocham cię.
Wyszeptał ostatnie słowa tak cicho, że ledwie je usłyszałam. Zamknął oczy. Myślałam, że mój świat się wtedy skończył. Myślałam, że lada chwila dołącze do niego, bo Jess zaraz mnie zabije. A co? Popełniła na moich oczach samobójstwo.

And I think you hate the smell of smoke
You always try to get me to stop
But you drink as much as me
And I get drunk a lot
So I take you to the beach
And walk along the sand
And I'll make you a heart pendant
With a pebble held in my hand
And I'll carve it like this necklace
So the heart falls where your chest is
Now a piece of me is a piece of the beach
And it falls just where it needs to be
And rests peacefully
So you just need to breathe to feel my heart against yours now
Against yours now
Maybe I'm just in love when you wake me up
Maybe I'm just in love when you wake me up
Maybe I fell in love when you woke me up




** 5 lat później**

Po stracie Eda nie potrafiłam dojść do siebie. Próby samobójcze, okaleczanie się, wizyty u psychologa nic nie pomagały. Musiałam w końcu żyć dalej. Wybrałam jednak droge, jakiej nie planowałam. Zostałam zakonnica. Resztę życia chciałam poświęcić Bogu, dziekując za ten dar jaki otrzymałam. Za Eda. 
Wiedziałam, że nie muszę płakać, że odszedł. Niedługo znów go spotkam. 

___________________________________

Natka myślała, że shota napisałam już dawno, a tak na serio pisałam go teraz na spontana. Wiem, krótki. Wiem, zamulony.
ALe jest!!! 
Miłego czytania :'D